W weekend wielkanocny ruch na autostradzie w pobliżu Ferryland w Kanadzie dosłownie się zatrzymał. Do miasta masowo zaczęli przybywać turyści zafascynowani ogromną górą lodową, która pojawiła się bardzo blisko brzegu.
Nowa Fundlandia i Labrador nazywane są potocznie "aleją lodowców". Ten przydomek zawdzięczają dużej liczbie gór lodowych, które suną tamtędy każdej wiosny. To skutecznie przyczynia się do rozwoju lokalnej turystyki.
To nie takie rzadkie
- Kiedy dzień jest ładny, można zauważyć nawet pięć lub sześć gór - twierdzi Adrian Kavanagh, burmistrz miasta. Większość z nich po prostu przepływa obok, ale ostatni "przybysz" sprawia wrażenie, jakby miał zostać przy brzegu dłuższy czas.
Większość góry lodowej znajduje się pod wodą, nad jej powierzchnią zauważyć można jedynie jej wierzchołek. Co za tym idzie, wiele z nich grzęźnie na mieliźnie, kiedy zbliża się do wybrzeża.
Ogromna atrakcja turystyczna
Rozmiar lodowej góry szacuje się na około 46 metrów w jej najwyższym punkcie. - Jest największą z tych, które do tej pory widziałem w tej okolicy - mówi Kavanagh. - To ogromna góra lodowa i jest tak blisko, że bardzo łatwo jest się z nią sfotografować - dodaje.
O jej atrakcyjności świadczy fakt, że mieszkańcy Nowej Fundlandii stoją w długich korkach, żeby móc zobaczyć ją na własne oczy.
Jest ich dużo. Bardzo dużo
Liczba gór lodowych wpływających na północnoatlantyckie szlaki żeglugowe stale wzrasta, co zmusza statki do zwalniania lub pływania dłuższymi trasami. W tym roku pojawiło się aż 616 gór lodowych. Dla porównania w całym 2016 roku było ich 687.
Eksperci twierdzą, że silne wiatry wiejące przeciwnie do ruchu wskazówek zegara mogą spychać lodowce na południe. Nie bez znaczenia pozostało także globalne ocieplenie, które przyspieszyło proces rozdrabniania lodu z Grenlandii.
Niektóre lodowce są z czułością przykrywane prześcieradłami, żeby spowolnić proces ich topnienia:
Autor: aw/ja / Źródło: BBC, Guardian, Reuters