Andrzej Z., który był szefem ochrony podczas otrzęsin w bydgoskim UTP usłyszał zarzuty. Grozi mu nawet do 8 lat więzienia. Chodzi o tragiczną w skutkach imprezę studencką, która odbyła się w uczelnianym kampusie. Zginęły trzy osoby. W tej sprawie zarzuty usłyszeli już wcześniej: rektor Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego, 20-letnia przewodnicząca samorządu studenckiego oraz prorektor ds. studenckich.
Śledczy wciąż badają sprawę tragicznych otrzęsin na bydgoskiej uczelni, podczas których zginęły trzy osoby. Po kilku miesiącach analizy przebiegu zdarzeń prokurator postanowił postawić zarzuty kolejnej osobie.
- Kierownik bezpieczeństwa - Andrzej Z. usłyszał zarzut nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla wielu osób, przez doprowadzenie do nadmiernego nagromadzenia osób w łączniku między budynkami. Ponadto, jako osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo, nie zapoznał się z terenem oraz niewłaściwie określił i wyznaczył zadania pracownikom ochrony. Nie zapewnił też prawidłowej łączności i przebiegu informacji między organizatorem, pracownikami ochrony i służbami medycznymi - poinformował w rozmowie z tvn24.pl prokurator Piotr Dunal z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ.
Jak dodał, Andrzej Z. nie zareagował również prawidłowo na powstałe zagrożenie. Grozi mu za to kara do 8 lat więzienia.
Zginęły trzy osoby
Tragedia wydarzyła się w nocy z 14 na 15 października 2015 roku podczas otrzęsin na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. W łączniku pomiędzy dwoma budynkami, w których odbywała się impreza, skupiło się wiele osób i w pewnym momencie zaczęły się tratować. Bezpośrednio po wypadku hospitalizowanych zostało kilkunastu uczestników imprezy. Krótko po przewiezieniu do szpitala zmarła 24-letnia studentka, a po trzech dniach, również w szpitalu, zmarł 19-letni student. 1 listopada zmarła kolejna osoba poszkodowana podczas imprezy - 20-letnia studentka.
Dlaczego doszło do tragedii?
Z ustaleń śledztwa wynika, że otrzęsiny były tzw. imprezą masową i nie mają tu zastosowania przepisy dotyczące uczelni, bo od uczestników pobierano opłaty. W tej sytuacji konieczne było wystąpienie o pozwolenie do prezydenta miasta, a także otrzymanie opinii straży pożarnej, powiadomienie policji i zapewnienie obecności służb medycznych.
W śledztwie ustalono też, że jedyne drzwi ewakuacyjne w budynku, gdzie odbywały się otrzęsiny, były zamknięte. Według ustaleń policji w imprezie na UTP brało udział ok. 1,2 tys. studentów. Władze uczelni informowały, że w imprezie uczestniczyło ok. tysiąca osób, a jednocześnie w budynkach mogło przebywać ok. 700-800 osób.
Raport uczelni: nawarstwiło się wiele złych decyzji
Tuż po tragedii rektor uczelni powołał specjalną komisję, która po rozmowach z 30 osobami przygotowała raport dotyczący tragicznych wydarzeń podczas studenckiej imprezy. Dokument trafił do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Komisja nie zajmowała się formułowaniem zarzutów ani ustalaniem winnych. To kwestie, które będzie rozstrzygać prokuratura. Komisja badała jak zorganizowano imprezę i co działo się w jej trakcie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że nawarstwiło się wiele złych decyzji, może i zaniedbań - mówił reporterowi TVN24 dr Mieczysław Naparty, rzecznik Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.
Raport komisji potwierdził też wcześniejsze ustalenia śledczych, że drzwi pod łącznikiem były zamknięte. - Gdyby były otwarte, do tej tragedii najprawdopodobniej by nie doszło - powiedział Naparty. Kto za to odpowiada? Tego komisja już nie ustaliła. Jak podkreślił dr Naparty, to już zadanie prokuratury.
Zarzuty dla rektora, prorektora i szefowej studenckiego samorządu
- Miał nieumyślnie przekroczyć swoje uprawnienia, wyrażając ustną zgodę na organizację imprezy "Start Party" bez uprzedniego porozumienia z rektorem lub kolegium rektorskim - informował Piotr Dunal z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz- Północ.
Autor: Wioleta Stolarska/gp / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, Kontakt 24