Kolegium Elektorów Uniwersytetu Technologiczno–Przyrodniczego nie zgodziło się na odwołanie rektora. Wniosek złożony w tej sprawie przez Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego to konsekwencja tragedii, do jakiej doszło w trakcie otrzęsin w połowie października. Do szpitala, po imprezie, trafiło kilkanaście osób, a troje studentów zmarło.
Wniosek złożony przez Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego poparło 60 z 98 elektorów, a jest to mniej niż 3/4 wymaganych głosów. Dzisiejsze głosowanie jest ostateczne - rektor pozostaje na stanowisku.
Senat był za odwołaniem
25 listopada Senat poparł wniosek Minister Kultury i Szkolnictwa Wyższego i zarekomendował odwołanie rektora prof. Antoniego Bukaluka. Za odwołaniem rektora było 21 członków senatu, przeciw - 11, dwóch wstrzymało się od głosu. Jednak żeby podjąć ostateczną decyzję trzeba było zwołać kolegium elektorów - to grono, które wybrało rektora i jest władne go odwołać (wcześniej trzeba było przeprowadzić wybory uzupełniające do kolegium, gdyż część osób ze składu odeszła z uczelni m.in. studenci, którzy skończyli studia - red.).
Według byłej już minister Leny Kolarskiej-Bobińskiej to rektor odpowiada za bezpieczeństwo, a właśnie na rażące zaniedbania procedur bezpieczeństwa podczas organizacji imprezy wskazują ministerialni urzędnicy.
Zarzuty dla 20-latki
Tymczasem prokuratura prowadząca postępowanie w sprawie tragedii postawiła jak dotąd zarzuty tylko jednej osobie - 20-letniej przewodniczącej samorządu studenckiego Ewie Ż.
Śledczy zarzucili jej, że jako organizator imprezy masowej nie zachowała zasad ostrożności i nie dopełniła obowiązków, które na niej ciążyły.
Raport uczelni: nawarstwiło się wiele złych decyzji
Tuż po tragedii rektor uczelni powołał specjalną komisję, która po rozmowach z 30 osobami przygotowała raport dotyczący tragicznych wydarzeń podczas studenckiej imprezy. Dokument trafił do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Komisja nie zajmowała się formułowaniem zarzutów ani ustalaniem winnych. To kwestie, które będzie rozstrzygać prokuratura. Komisja badała jak zorganizowano imprezę i co działo się w jej trakcie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że nawarstwiło się wiele złych decyzji, może i zaniedbań - mówił reporterowi TVN24 dr Mieczysław Naparty, rzecznik Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.
Raport komisji potwierdził też wcześniejsze ustalenia śledczych, że drzwi pod łącznikiem były zamknięte. - Gdyby były otwarte, do tej tragedii najprawdopodobniej by nie doszło - powiedział Naparty. Kto za to odpowiada? Tego komisja już nie ustaliła. Jak podkreślił dr Naparty, to już zadanie prokuratury.
Zginęły trzy osoby
Tragedia wydarzyła się w nocy z 14 na 15 października podczas otrzęsin na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. W łączniku pomiędzy dwoma budynkami, w których odbywała się impreza, skupiło się wiele osób i w pewnym momencie zaczęły się tratować. Bezpośrednio po wypadku hospitalizowanych zostało kilkunastu uczestników imprezy. Krótko po przewiezieniu do szpitala zmarła 24-letnia studentka, a po trzech dniach, również w szpitalu, zmarł 19-letni student. 1 listopada zmarła kolejna osoba poszkodowana podczas imprezy - 20-letnia studentka.
Dlaczego doszło do tragedii?
Z ustaleń śledztwa wynika, że otrzęsiny były tzw. imprezą masową i nie mają tu zastosowania przepisy dotyczące uczelni, bo od uczestników pobierano opłaty. W tej sytuacji konieczne było wystąpienie o pozwolenie do prezydenta miasta, a także otrzymanie opinii straży pożarnej, powiadomienie policji, zapewnienie obecności służb medycznych.
W śledztwie ustalono też, że jedyne drzwi ewakuacyjne w budynku, gdzie odbywały się otrzęsiny, były zamknięte. Według ustaleń policji w imprezie na UTP brało udział ok. 1,2 tys. studentów. Władze uczelni informowały, że w imprezie uczestniczyło ok. tysiąca osób, a jednocześnie w budynkach mogło przebywać ok. 700-800 osób.
Podczas imprezy tłum wpadł w panikę:
Autor: ws/sk / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, Kontakt 24