Kończy się proces Bartosza D., którego prokuratura oskarża o brutalne pobicie psa Fijo. Podczas mów końcowych prokurator wniosła o szereg kar dla mężczyzny, w tym trzech lat więzienia. Bartosz D. twierdzi, że obrażenia szczeniaka powstały w wyniku wypadku.
We wtorek przed Sądem Rejonowym w Toruniu odbyła się kolejna rozprawa Bartosza D. Prokurator oskarża go o to, że "działając ze szczególnym okrucieństwem, znęcał się nad zwierzęciem". Miał uderzać czteromiesięcznego psa po całym ciele. W efekcie Fijo nigdy nie będzie mógł chodzić – jego tylne łapy są sparaliżowane.
Swoje mowy końcowe wygłosili oskarżyciele i obrońca. Szczególne wrażenie na publiczności zrobiła mowa Gabrieli Kieres-Rynkowskiej z Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód.
"Bezbronne, delikatne, ufające"
Przypomniała, że, biorąc pod opiekę zwierzę, podobnie, gdy decydujemy się na dzieci, bierzemy na siebie także odpowiedzialność za nie. Zdaniem Kieres-Rynkowskiej jest ono "bezbronne, delikatne, ufające i zakładające, że jego właściciel zapewni mu bezpieczne i radosne życie". W tym przypadku miało być zupełnie odwrotnie.
Prokurator nie ma wątpliwości o winie Bartosza D. Świadczyć mają o niej nie tylko zeznania świadków oraz biegłych, ale przede wszystkim brak potwierdzenia wersji oskarżonego podczas eksperymentu procesowego. – Technik kryminalistyki nie ujawnił śladów krwawych w miejscach, które oskarżony wskazał – mówiła Kieres-Rynkowska.
Bartosz D. utrzymuje, że, będąc pod wpływem alkoholu, przewrócił się na psa w pokoju dzieci. Stąd miały się wziąć obrażenia Fijo. Jednak, choć w wielu miejscach mieszkania znajdowały się kałuże i rozbryzgi krwi, w tym pokoju ich nie było.
Rodzinna tragedia
– Postawa oskarżonego od samego początku po zaistnieniu zdarzenia jest wysoce naganna – krytykowała prokurator. – W dniu zdarzenia został kilkukrotnie powiadomiony przez żonę o fakcie ujawnienia obrażeń psa, ich zakresie, o tym, że psu należy udzielić bezwzględnie natychmiast pomocy, nie tylko laboratoryjnej, ale także w zakresie uśmierzenia bólu. Nie zainteresował się tą sytuacją. W swoich wyjaśnieniach wskazał, że udał się do kolegi, ponieważ miał ochotę dalej spożywać alkohol – kontynuowała.
Kieres-Rynkowska podkreśla, że mężczyzna nie wykazał się także troską o własną rodzinę. – Nie interesował się, jak sytuację odbiorą dzieci, co czują, co uważają, ani kto się nimi zajmie, gdy żona będzie udzielała psu pomocy – mówiła. – Dzieci były ofiarami tej przemocy. Były świadkami tego, jak zwierzę cierpi. Miały świadomość, że doszło do tragedii. Osoba, która powinna zapewnić im stabilizację i bezpieczeństwo, była sprawcą tej agresji – podkreślała prokurator.
Kto jest ofiarą?
Proces przed Sądem Rejonowym w Toruniu ruszył na początku grudnia. - To nieszczęśliwy wypadek, a śmieszna fundacja to zaczęła nagłaśniać i człowiekowi życie zjeb... – mówił wówczas oskarżony. - Po prostu żona... głupot nagadała i wjeb... człowieka do kryminału - dodał.
Żona Bartosza D. odmówiła składania zeznań w sądzie.
Pełnomocnik mężczyzny wnioskowała o wyłączenie jawności procesu. Jako powód podawała to, że jej klientowi okazywana jest niechęć, wręcz nienawiść, a nawet został kilkukrotnie pobity za przypisane mu skatowanie psa.
– Okoliczności tej sprawy nie budzą wątpliwości. Pies Fijo padł ofiarą okrutnego pobicia i to potwierdziły opinie biegłych – uważa adwokat Katarzyna Topczewska, pełnomocnik Fundacji dla Szczeniąt Judyta, która występuje jako oskarżyciel posiłkowy w sprawie.
Uciekł za granicę
– Ja myślę, że ten wyrok będzie przełomowy. Czekamy, żeby za takie przestępstwa reakcja była adekwatna, żeby to nie były kary symboliczne, żeby sprawca nie wychodził z poczuciem nieukarania – dodała Topczewska.
Do okrutnego pobicia szczeniaka miało dojść 27 stycznia. Mieszkanka Chełmży (województwo kujawsko-pomorskie) wraz z dwójką dzieci wróciła do domu. Tam zastała psa w kałuży krwi. Jej mąż nie był w stanie wyjaśnić, co się stało. Najpierw miał twierdzić, że psa potrącił samochód, potem, że się na niego przewrócił. Kobieta nie uwierzyła i zawiadomiła policję. Wtedy mężczyzna spakował swoje rzeczy i uciekł.
Policja rozpoczęła poszukiwania. Za mężczyzną wydano list gończy, ale nie było po nim śladu. Miał nawet wyjechać za granicę. Dopiero 9 marca został zatrzymany w Ostaszewie, kilkanaście kilometrów od domu, w którym, zdaniem prokuratorów, miało dojść do skatowania Fijo. D. był zaskoczony, że policjanci go namierzyli. Nie stawiał oporu.
Wykluczono nieszczęśliwy wypadek
Mężczyzna usłyszał wtedy zarzut znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem, a pod koniec czerwca do sądu trafił akt oskarżenia. Z opinii biegłych wynikało, że Fijo został pobity niewielkim tępym narzędziem. Mogła to być pięść lub kolano. Wykluczono nieszczęśliwy wypadek.
Mężczyzna po zatrzymaniu został aresztowany, ale w maju sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury o przedłużenie aresztu i wypuścił go na wolność. Bartosz D. odpowiada z wolnej stopy.
Mężczyźnie grozi kara trzech lat więzienia – przestępstwo popełniono jeszcze przed nowelizacją prawa, która za wyjątkowo okrutne znęcanie nad zwierzęciem przewiduje teraz karę nawet pięciu lat za kratami.
Tylne łapy sparaliżowane
Pies Fijo przechodził wielomiesięczne leczenie w specjalistycznych lecznicach w Czechach i Portugalii, jednak nie osiągnięto zamierzonych efektów. Fijo porusza się teraz z pomocą specjalnego psiego wózka. Już teraz wiadomo, że nigdy nie będzie mógł chodzić.
Sprawą żyła cała Polska, ale dopiero w połowie października, niecały miesiąc temu, Fijo znalazł nowy dom. Jego obecny opiekun Artur Serocki opowiada, że pies jest w lepszej formie niż jeszcze kilka miesięcy temu i bardziej radosny, ale wymaga ciągłej rehabilitacji i opieki.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/gp/kwoj / Źródło: TVN24 Pomorze