Najpierw gorączkowe poszukiwania, potem pieczołowite "rozpracowanie". "Łowcy głów" krok po kroku zbliżali się do Roberta P. podejrzewanego o to, że brutalnie napadł i obrabował emerytów z Bawarii. Dwoje z nich zginęło od ciosów tępym narzędziem. 43-latek zmienił wygląd i unikał bezpośrednich spotkań ze znajomymi.
Robert P. nie był łatwym celem nawet dla "Łowców głów" ze Szczecina. W policyjnych kartotekach słynął z przestępstw narkotykowych. Pod koniec lutego jego DNA znaleziono w jednym z mieszkań w Bawarii, gdzie zamordowano dwoje emerytów. Ruszyły poszukiwania.
"Łowcy głów" we współpracy z niemiecką policją najpierw tropili Roberta P., a potem skutecznie go rozpracowali. Ten nie zamierzał się łatwo poddać. Dbał o każdy szczegół.
- P. zmienił swój wygląd zewnętrzny. Przez długi czas golił głowę na łyso. Ale od momentu, w którym mógł przypuszczać, że jest poszukiwany zapuścił włosy i brodę. Zaczął też nosić okulary korekcyjne. Co więcej, często chodził w kasku na głowie. Trudno było go rozpoznać, a my musieliśmy mieć pewność - mówi TVN24 oficer operacyjny, który należy do grupy "Łowców głów".
"Był elektryczny"
Robert P. doskonale wiedział, że zmiana wyglądu nie gwarantuje mu stuprocentowego bezpieczeństwa. Dlatego poszedł o krok dalej. Operacyjni o takich jak on mówią, że "są elektryczni".
- To znaczy, że taka osoba stosuje daleko posuniętą samokontrolę. Jest bardzo uważna w swoich działaniach. Zwraca uwagę na to co robi, gdzie i z kim. Nikogo nie dopuszcza za blisko. Do tego stosuje też kontrobserwację, czyli wystawia inne osoby policji, żeby obserwować jak wyglądają działania operacyjne. Dlatego taka osoba w pewnym momencie może mieć już jakiś pogląd na to jak działamy - tłumaczy oficer.
"Łowcy głów" musieli być bardzo ostrożni. W końcu "nie chcieli spalić tematu". Wiedzieli, że P. jest niebezpieczny i może mieć przy sobie broń. Nie bez powodu ukrywał się też w pobliżu Puszczy Bukowej, gdzie z resztą później go zatrzymano.
- On świetnie znał te tereny. Lubił poruszać się właśnie po Puszczy Bukowskiej. Dla niego to był bezpieczny teren. Dlatego za każdym razem, gdy się gdzieś zatrzymywał było to w pobliżu lasu - dodaje oficer.
"Nie mógł się bronić"
Za Robertem P. wydano list gończy. Udało się go zatrzymać 31 marca na osiedlu Bukowym w Szczecinie. Jak twierdzą policjanci, w chwili zatrzymania zupełnie nie miał jak się bronić, choć wyposażył się na wszelki wypadem w paralizator.
- Trudno tu mówić o jakimś wielkim błędzie z jego strony. Musieliśmy zebrać zespół elementów i je połączyć. Pozwoliły nam one określić sytuację. Zatrzymanie musiało się odbyć bezpiecznie. Chodziło o to, żeby nie ucierpiał ani zatrzymywany, ani osoby postronne. Akcja przebiegała dynamicznie. P. niczego się nie spodziewał i nie mógł się bronić - opowiada "Łowca głów".
Brutalny napad
Polacy są podejrzani o to, że w lutym tego roku brutalnie napadli i obrabowali troje obywateli Niemiec. Dwoje z nich, 81-letni mężczyzna oraz 76-letnia kobieta, zginęli. 76-letnia Luise S. została ciężko pobita, ale przeżyła. Policja jednak do dziś nie była w stanie jej przesłuchać.
Dramatyczne wydarzenia miały miejsce w nocy z 22 na 23 lutego 2017 roku w niemieckiej miejscowości Königsdorf, około 30 km na południe od Monachium. Sprawcy wdarli się do domu, w którym miała znajdować się tylko właścicielka - Luise S. Jednak oprócz niej były tam jeszcze dwie osoby – znajomi, który odwiedzali 76-latkę. Oboje zginęli. Napastnicy zadawali im ciosy tępym narzędziem.
Wszystkie ślady w tej sprawie prowadziły do Polski. Na miejscu zbrodni znaleziono ślady DNA Polaka – zatrzymanego Roberta P. Siostra mężczyzny wcześniej przez jakiś czas pracowała dla Luise S., jako opiekunka i pomoc domowa. Kobieta została zatrzymana w niemieckiej miejscowości Prenzlau i trafiła do aresztu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Policja/ TVN24