Odnaleziono jedenasty tom akt sprawy księdza Dymera. Prokuratura teraz sprawdza, czy do dokumentów miały dostęp osoby nieuprawnione. W teczce jest 400 stron wydruków zawierających dane osobowe. - Czyje to są dane, nie wiem, nie miałem okazji sprawdzić. Jest to zdecydowanie więcej ludzi, niż było kiedykolwiek w tej sprawie przesłuchiwanych – poinformował prezes Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Postepowanie w sprawie zaginięcia akt sprawy księdza Andrzeja Dymera w siedzibie Sądu Rejonowego Szczecin - Centrum prowadzi Prokuratura Rejonowa Szczecin-Prawobrzeże. Jak przekazała we wtorek w mediach społecznościowych prokuratura okręgowa, śledczy sprawdzają, czy do dokumentów miały dostęp osoby nieuprawnione.
"Wstępne oględziny akt wykazały, że były one prawidłowo oznakowane, zgodnie z zarządzeniem Ministra Sprawiedliwości w sprawie zakresu działania sekretariatów i innych działów administracji w powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury. Posiadały w dwóch miejscach sygnaturę postępowania prokuratorskiego, oznaczenie sygnatury sądowej, a także dodatkowy element w postaci oznaczenia rzeczowego zawartości akt. Aktualnie prokuratura prowadzi postępowanie w tej sprawie, w tym m.in. bada czy do akt miały dostęp i mogły zapoznać się z ich zawartością osoby nieuprawnione" - czytamy w komunikacie.
O tym, że zaginął jedenasty tom akt sprawy księdza Andrzeja Dymera informowaliśmy 9 marca tego roku. Jak mówił nam wtedy Maciej Strączyński, prezes Sądu Okręgowego w Szczecinie, w teczce były dane osób, które miały być ofiarami księdza. - Szukamy tych akt. Problem polega na tym, że było jedenaście teczek w tej sprawie i dziesięć z nich było opisanych zgodnie z zasadami, a ta jedenasta była opisana jako "pesele" i dlatego została zagubiona – przekazał Strączyński.
W poniedziałek Strączyński poinformował, że tom odnaleziono.
- Tak jak przypuszczałem, z uwagi na to, że nie było na nim właściwego oznaczenia, jedynie słowo "pesele", bez podania, czego tom dotyczy, został przez pomyłkę połączony z innymi aktami. Został znaleziony w sobotę, jest już dołączony do właściwych akt i w aktach sprawy dotyczących Andrzeja Dymera nie brakuje niczego – mówi prezes sądu.
Dodaje, że widział już teczkę i jest w niej około 400 stron wydruków zawierających dane osobowe osób i numery PESEL.
- Po co prokurator je wydrukował i czyje to są dane, nie wiem, nie miałem okazji sprawdzić. Jest to zdecydowanie więcej ludzi, niż było kiedykolwiek w tej sprawie przesłuchiwanych. To jest tajemnicą prokuratora, po co te dane są w aktach – mówi Strączyński.
Zarówno o zaginięciu i odnalezieniu tomu pierwsza poinformowała "Gazeta Wyborcza".
Poszukiwania tomu
Jak informowała "Gazeta", poszukiwania teczki trwały od kilku tygodni. Sprawa miała wyjść na jaw, kiedy prokuratura zwróciła się do Sądu Rejonowego Szczecin-Centrum o zwrot akt sprawy. Wtedy miało się okazać, że brakuje jednego tomu z danymi wrażliwymi mężczyzn, którzy jako nastolatkowie mieli być wykorzystani seksualnie przez duchownego. Były tam nazwiska, numery PESEL i adresy.
Poszukiwania tomu nadzorowała Prokuratura Okręgowa w Szczecinie.
"Wstępne ustalenia wskazują, że do zaginięcia tomu akt doszło na terenie Sądu Rejonowego Szczecin-Centrum w Szczecinie" – poinformowała na portalu społecznościowym. Dodano także, że ustalane są okoliczności zaginięcia akt i osoby za to odpowiedzialne.
Jak przypomina "Gazeta", akta umorzonego w 2009 roku śledztwa trafiły do sądu w związku ze sprawą karną o zniesławienie, którą Dymer wytoczył dziennikarzowi "Wyborczej". Te akta, a w szczególności zeznania przesłuchanych przed kilkunastu laty domniemanych ofiar księdza, miały być ważnym dowodem w tej sprawie.
- Te akta dotarły z prokuratury do Sądu Rejonowego Szczecin-Centrum, by później wrócić do prokuratury. Potem kolejny raz zostały odesłane z prokuratury do sądu – mówił "Gazecie" sędzia Strączyński.
Osoby z jedenastego tomu akt sprawy to m.in. mężczyźni, którzy twierdzili, że jako nastoletni chłopcy byli wykorzystywani seksualnie przez ks. Dymera, kierującego wtedy szczecińskim Schroniskiem im. Brata Alberta. Ich relacje zebrał w 2003 roku dominikanin o. Marcin Mogielski.
"Najdłuższy proces Kościoła"
Szczecińscy biskupi mieli wiedzieć o czynach księdza Dymera od ponad ćwierć wieku, ale nic w tej sprawie nie zrobili, a ksiądz Dymer w tym czasie był przez nich wręcz chwalony za kierowanie kolejnymi instytucjami kościelnymi.
Pierwsze sygnały miały wpłynąć do kurii już w 1995 roku. Śledztwo wszczęto jednak dopiero po publikacji dziennikarzy "Gazety Wyborczej" w 2008 roku. Mimo to przez te lata duchownego nie spotkała kara – przestępstwa się przedawniły, a w dodatku przez długi okres nie odsunięto księdza od pracy z dziećmi.
Sprawę w reportażu "Najdłuższy proces Kościoła" przedstawił dziennikarz TVN24 Sebastian Wasilewski.
Oskarżany o molestowanie i gwałty na nastolatkach ksiądz Dymer zmarł 16 lutego tego roku. Jak informował Kościół, po długiej chorobie. Prokuratura bada jednak okoliczności śmierci księdza.
Źródło: TVN24/Gazeta Wyborcza