Dostali zgłoszenie o pożarze. Policjanci pojechali na miejsce i ewakuowali mieszkańców. - Aspirant Bogdanowski był od początku tej akcji ratowniczej. Nagle, wśród prawie 50 rodzin, nie zauważył pani Elżbiety - mówi rzecznik słupskiej policji. Kobieta jest niesłysząca i nic nie wiedziała o pożarze. Dzielnicowy bez chwili namysłu pobiegł na trzecie piętro i uratował panią Elżbietę. Ona po kilku dniach przyszła na komendę z kwiatami i listem.
Wszystko działo się w piątek po godzinie 15. przy ulicy Konarskiego w Słupsku. Jeden z mieszkańców zasnął z papierosem w ręku i to spowodowało pożar. Policjanci rozpoczęli ewakuację budynku. Wyprowadzili prawie 50 rodzin.
W jednym z mieszkań została jednak pani Elżbieta. Jako osoba niesłysząca, nie wiedziała o ewakuacji.
- Spałam. Obudził mnie mój pies, skakał po mnie, szału dostał. Kiedy wstałam, zobaczyłam, że w kuchni było czarno, w przedpokoju czarno. Chciałam wyjść, otworzyłam drzwi, ale nie dałam rady. Na klatce było jeszcze więcej dymu niż w moim mieszkaniu - opowiada kobieta.
- Nie mogę rozmawiać przez telefon, pisałam więc SMS-y do koleżanki mojej córki. Powiedziała, żebym stanęła w oknie. Tak zrobiłam, ale kręciło mi się w głowie, nogi miałam jak z waty. Trzymałam psa, bałam się wychylić - mówi.
W całej akcji udział brał aspirant Rafał Bogdanowski, dzielnicowy. Wcześniej, podczas obchodów odwiedzał często panią Elżbietę, żeby pomóc niesłyszącej kobiecie.
Stał już na zewnątrz budynku. Wydawało się, że mieszkańcy są bezpieczni.
- Coś mi mówiło: idź, zobacz, sprawdź ten adres. Może akurat ta pani tam jest. I była. Słaniała się już na nogach, kaszlała. Ubrałem panią Elżbietę w kurtkę, wziąłem psa i wyszliśmy - opowiada asp. Bogdanowski.
- Wyprowadził mnie z tego mieszkania z trzeciego piętra i oddał ratownikom w ręce. Od razu dostałam tlen i wywieźli mnie na izbę przyjęć. Tam leżałam do godziny 22 - dodaje kobieta.
W akcji gaśniczej wzięło udział sześć zastępów straży pożarnej. Po ugaszeniu ognia i przewietrzeniu budynku mieszkańcy mogli wrócić do domów.
Nikt by się nie dowiedział, gdyby nie kwiaty i list
W poniedziałek pani Elżbieta przyszła do komendy w Słupsku. Miała ze sobą kwiaty i list.
- Porozmawiała z policjantami, powiedziała o tym, że pewnie by jej tu nie było, gdyby nie czyn Rafała. To zaskoczyło policjantów. Nikt z nas by się nie dowiedział o tym, że Rafał w ten sposób się zachował. To bardzo skromny człowiek - mówi kom. Robert Czerwiński, Komenda Miejska Policji w Słupsku.
Jak mówi pani Elżbieta, wybrała taką formę podziękowań, ponieważ ciężko jej rozmawiać ze względu na wadę słuchu.
- Stwierdziłam, że pójdę na komendę z wiązanką, z kartką i zostawię na dyżurce, a policja tego pana po prostu już znajdzie - mówi pani Elżbieta. - Wtedy nie byłam pewna, czy to był pan dzielnicowy. Podczas tego pożaru kręciło mi się w głowie, widziałam go za mgłą - mówi kobieta.
Aspirant Bogdanowski dostał prezent w poniedziałek, już po służbie. - Byłem zaskoczony. To było w piątek, zrobiłem to, co do mnie należało - dodaje.
Pani Elżbieta w liście dziękuje także innym policjantom. Funkcjonariusze, po zakończonej akcji, zatroszczyli się o to, żeby kobieta wróciła bezpiecznie do domu.
- Ze mną kontakt jest utrudniony, bo ja jestem głucha, a ci panowie byli dla mnie bardzo wyrozumiali - mówi.
Kobieta ma żal do sąsiadów, że tamtego popołudnia nikt o niej nie pomyślał. - Nikt z sąsiadów nie zainteresował się mną. Wiedzieli, że ja jestem osobą głuchą, samotną, tylko z psem. Nikt mi nie pomógł, tylko ten policjant. Do końca życia będę mu wdzięczna - dodaje pani Elżbieta.
"Siła spokoju. Nie dynamiczny, ale wnikliwy"
Asp. Rafał Bogdanowski jest w służbie od prawie 20 lat, a jako dzielnicowy pracuje od 10 lat.
Blok, w którym wybuchł pożar, aspirant często odwiedza. Znał już panią Elżbietę. Wiedział, że jest osobą niepełnosprawną i pomagał jej.
- Jest doświadczonym policjantem, bardzo dobrym dzielnicowym. Jest w nim taka siła spokoju, w sposób stonowany rozmawia z ludźmi. Nie jest to dynamiczna osoba, ale jest bardzo wnikliwym policjantem - mówi komisarz Czerwiński.
Aspirant Bogdanowski nie potrafi wytłumaczyć, jak przy kilkudziesięciu osobach dostrzegł, że brakuje jednej.
- Podczas służby rozmawiamy z ludźmi i dużo zapamiętujemy. Przy codziennych obowiązkach nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy - podsumowuje policjant.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/gp / Źródło: tvn24