32-letni kierowca podczas szaleńczego rajdu po sopockim molo potracił 22 osoby. Stan trzech z nich jest ciężki. Mężczyzna został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące, grozi mu do 10 lat więzienia. Dramatyczne sceny z tamtego wieczora świadkowie zapamiętają na długo.
Pisk opon, krzyki ludzi, 22 potrącone osoby, które z poważnymi urazami trafiły do szpitali – tak wyglądał szaleńczy rajd po Sopocie. Wszystko zaczęło się około godz. 23.00. 32-latek szalał na zamkniętym dla ruchu kołowego "Mociaku" oraz molo. Zjeżdżał z góry ul. Bohaterów Monte Cassino w dół, wtargnął na drewnianą część mola, zawrócił i przy ul. Haffnera uderzył w drzewo.
"Jechał na pełnym gazie"
- Kierowca jechał na pełnym gazie, a kiedy dojechał do samego końca molo, to zawrócił i znowu z ogromną prędkością ruszył w tłum - opowiadał pan Maciej.
- Wszyscy uciekali. Próbowali się gdzieś chować, ale nie było gdzie. Słyszeliśmy tylko piski. Całość trwała około minuty, ale to była prawdziwa walka o życie - dodał wstrząśnięty mężczyzna, który sam o mało nie został potrącony.
Marek Przychocki, który był w tym czasie w kinie letnim na molo ocenił, że kierowca mógł jechać z prędkością nawet 80 km/h. - To był moment, nagle usłyszałem huk i myślałem, że samochód wjedzie w ten ekran albo w ludzi, na szczęście zrobił uniki jakieś. Dojechał do końca mola, wrócił i wyjechał z dość dużą prędkością - mówił.
- Samochód przejechał kilka metrów obok mnie. Z niewyobrażalną prędkością. Później był dramat: popłoch, krzyki. Ludzie leżeli nieprzytomni – relacjonował sobotnie wydarzenia w Sopocie Łukasz L.U.C. Rostkowski wrocławski artysta, który był świadkiem taranowania pieszych.
Jak wyjaśnia, w pierwszej chwili pomyślał, że cała akcja została wyreżyserowana. - Prędkość tego samochodu była niewyobrażalna. Z impetem wjechał w tłum - relacjonował muzyk.
Próbował uciekać
- Kiedy kierowca wyjeżdżał już z mola ludzie chcieli go powstrzymać. Rzucali w auto leżakami i deskami. Nawet chcieli mu zagrodzić drogę jedną za ławek - relacjonuje świadek nocnego wypadku w Sopocie. Turyści próbowali zatrzymać kierowcę, który taranował pieszych.
Po tym jak Michał L. wyjechał z molo i zakończył swój rajd, rozbijając samochód, próbował jeszcze uciekać. Został jednak złapany przez świadków zdarzenia i przekazany w ręce policjantów. Zobacz nagranie z zatrzymania mężczyzny.
- Tłum go szczelnie otoczył. Widziałem też później na filmikach, jak ludzie wyrywali różne rzeczy, żeby dokonać samosądu - relacjonuje mężczyzna, który brał udział w zatrzymaniu kierowcy hondy.
Jak zachowywał się po zatrzymaniu? - Nic nie mówił. Nie próbował uciekać, bo nie miał jak. Tłum go szczelnie otoczył. Facet na pewno był oszołomiony tym, co się działo. Widziałem też później na filmikach, jak ludzie wyrywali różne rzeczy, żeby dokonać samosądu - opowiada mężczyzna.
Tłum był bardzo wzburzony. - Delikatnie ukaraliśmy tego faceta, a dokładniej pobiliśmy go, ale to były wielkie emocje. On na naszych oczach przejeżdżał ludzi - dodaje mężczyzna.
Według świadków mężczyzna nie był pijany, co potwierdziła to policja, ale mógł być pod wpływem narkotyków, bo - jak to mówili - "normalny człowiek kontroluje swoje zachowania, a nie ściga się w miejscu, gdzie mogły być nawet dzieci".
Próbki krwi i moczu kierowcy zostały pobrane i za kilka dni znany będzie wynik ich analizy laboratoryjnej.
Kierowca szalał też w Gdyni
Rajd 32-latka zaczął się jeszcze w Gdyni gdzie widziany był jak w agresywny sposób pokonywał całą trasę Gdynia-Sopot. Niewiele brakowało żeby tam również potrącił ludzi.
- Policjanci dostali informacje o kierowcy, którzy może być nietrzeźwy i stwarza zagrożenie. Natychmiast przekazaliśmy je wszystkim jednostkom, które mogły powstrzymać tego mężczyznę – mówił kom. Michał Rusak z gdyńskiej policji.
Jak wyjaśnia sierż. Karina Kamińska 32-latek pojawił się już 4 minuty później na Monciaku, dlatego czas na podjęcie interwencji był bardzo krótki. – Jak tylko zobaczyliśmy samochód na monitoringu wysłaliśmy tam patrole, na miejscu wcześniej były tez patrole piesze – wyjaśniała Kamińska.
Trzy miesiące aresztu dla kierowcy z "Monciaka"
Dziś 32-letni mieszkaniec Redy został przesłuchany w prokuraturze. - Podczas przesłuchania mężczyzna przyznał się do zarzucanego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień. Na żadne pytanie nie odpowiedział – poinformował prokurator Tomasz Landowski.
Michał L. usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi do 10 lat więzienia.
Prokurator potwierdził także wcześniejsze nieoficjalne informacje, dot. leczenia psychiatrycznego mężczyzny. - Jego stan nie budził naszych wątpliwości co do tego, czy może brać udział w czynnościach - wskazał. - Zostanie poddany badaniu przez naszych biegłych lekarzy psychiatrów i wszystko zależy od tego, jaka zostanie wydana opinia - mówił.
Landowski podał, że Michał L. wskazał dwa szpitale, jako placówki, w których się leczył. - Będziemy to weryfikować - mówił. Nie potwierdził także tego, by L. miał w przeszłości być osobą notowaną, czy też znaną policji z bójek.
Sąd zadecydował o umieszczeniu go w areszcie na trzy miesiące.
W najbliższy weekend więcej patroli
Po tych tragicznych wydarzeniach prezydent miasta Jacek Karnowski zapowiedział, że w nadchodzący weekend zostaną wzmocnione siły policji i straży miejskiej w centrum Sopotu.
Karnowski przypomniał, że w najbliższy weekend w kurorcie spodziewana jest wyjątkowa liczba gości w Gdańsku rozpoczyna się Jarmark św. Dominika, a w Gdyni - Red Bull Air Race.
Wyjaśnił, że miasto "wystawi na weekend" 10 funkcjonariuszy straży miejskiej, a policja do środy ma przedstawić swoją propozycję wzmocnienia patroli. - Liczymy na przynajmniej 30 policjantów – dodał.
Prezydent zapowiedział także, że w najbliższym czasie spotka się z sopockimi restauratorami i właścicielami sklepów, aby porozmawiać na temat sprzedaży alkoholu osobom nieletnim i nietrzeźwym.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/b / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24/PAP