Sąd przychylił się do wniosku o areszt dla Katarzyny A., która zdemolowała w sobotę stację benzynową w Rymaniu (Zachodniopomorskie). Wcześniej kobieta usłyszała zarzuty. Badania krwi wykazały, że była pod wpływem marihuany i amfetaminy, swoje zachowanie tłumaczyła atakiem paniki.
- Badania krwi potwierdziły, że była pod wpływem środka odurzającego - relacjonuje nam Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. Sama miała przyznać, że tuż przed zdarzeniem, już na stacji paliw, wypaliła jednego jointa. We krwi wykryto także amfetaminę.
Jak sama podejrzana tłumaczyła, miała mieć atak paniki. - Czuła się w stanie napięcia emocjonalnego, psychicznego, stanu zagrożenia i to miało spowodować uderzenie w stację benzynową - mówi Gąsiorowski. Także partner jej podróży zeznał, że w trakcie jazdy miała dziwnie się zachowywać, łapać za kierownicę. Dlatego zatrzymał się na stacji w Rymaniu.
Poważne zarzuty
Katarzyna A. usłyszała zarzut wyrządzenia szkody na kwotę w wysokości 20 tysięcy złotych. Według prokuratury spowodowała też bezpośrednie niebezpieczeństwo narażenia zdrowia i życia dwóch pracownic stacji paliw oraz policjanta.
Ponadto A. miała uderzyć lusterkiem policjanta i w ten sposób zmusiła go do zaniechania czynności służbowej, jakim było zatrzymanie jej, a potem uciekła z miejsca zdarzenia. Dodatkowo ma usłyszeć zarzut prowadzenia pojazdu w stanie odurzenia narkotykiem.
Kobiecie grozi w sumie pięć lat pozbawienia wolności. Jak zaznacza Gąsiorowski, ponieważ mieszka ona w Holandii, złożono wniosek o areszt. Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie, poinformował, że sąd przychylił się do wniosku prokuratury ze względu na obawy matactwa i ukrycia się podejrzanej, a także konieczność przeprowadzenia badania psychiatrycznego kobiety.
"Irracjonalna i agresywna"
Do horrendalnych scen doszło przed północą w minioną sobotę na stacji benzynowej w Rymaniu. - Wezwała nas obsługa stacji, która była zaniepokojona zachowaniem kobiety. Miała być agresywna i irracjonalna – relacjonowała nam podinsp. Alicja Śledziona, rzeczniczka prasowa zachodniopomorskiej policji.
Kobieta na oczach policjantów wjechała dwukrotnie w budynek sklepu stacji. Jej manewry stwarzały zagrożenie dla wszystkich osób zgromadzonych wokół. Nie reagowała na wezwania funkcjonariuszy, a wręcz bliska była potrącenia jednego z nich.
Gdy policjanci oddali w kierunku pojazdu trzy strzały, 37-latka z piskiem opon odjechała z miejsca zdarzenia. Po przejechaniu ponad 50 kilometrów zgłosiła się na komisariat w Koszalinie. Tam została zatrzymana i w niedzielę przewieziono ją do Kołobrzegu, gdzie prowadzone jest śledztwo w sprawie zajścia na stacji.
Chaos na stacji
Jak ustalił Sebastian Napieraj, reporter TVN24 Szczecin, kobieta miała powiedzieć funkcjonariuszom policji, że powodem jej zachowania był "konflikt z partnerem podróży". Informacji tej na razie śledczy nie potwierdzili, ale Gąsiorowski przyznał, że 37-latka podróżowała z innym mężczyzną z Holandii.
Zdarzenie na stacji nagrał jeden ze świadków. Słychać na nim wulgaryzmy, a także krzyki świadków. Niektórzy zachęcali policjantów do strzałów w opony pojazdu, inni zwracali uwagę na to, że strzelają w kierunku dystrybutora.
Interwencję funkcjonariuszy oceniali eksperci TVN24: były rzecznik Komendanta Głównego Policji Dariusz Nowak oraz Maciej Karczyński, były policjant i były rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zdaniem byłego funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego Policji Marcina Mikszy zachowanie patrolu na stacji wynika z braku szkoleń w policji.
Jak przekazuje nam sierżant Karolina Seemann z Komendy Powiatowej Policji w Kołobrzegu, postępowanie policjantów oceni wydział kontroli. Z kolei podinspektor Alicja Śledziona, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie, apelowała, by powstrzymać się przed szybką i pochopną oceną postępowania policjantów.
Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Stoją! Stargard