Do niebezpiecznego incydentu doszło podczas Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Rumi (woj. pomorskie) W trakcie Światełka do Nieba fajerwerki odpalono w krytej hali. Chociaż na szczęście nikomu nic się nie stało, sprawę bada policja. "Jest nam bardzo przykro, że ta sytuacja miała miejsce. Mimo wszystko prosimy, aby nie postrzegać całego miejskiego Finału WOŚP przez pryzmat tego zdarzenia" - przekazał w komunikacie rumski magistrat.
Punktualnie o godzinie 20 Światełko do Nieba zwieńczyło 32. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Chociaż zgodnie z sugestią Jurka Owsiaka wiele miast zrezygnowało już z wystrzeliwania fajerwerków w kulminacyjnym momencie kwesty, zastępując je m.in. pokazami laserowymi bądź ogniowymi, wciąż zdarzają się w tej kwestii wyjątki.
W poniedziałek internet obiegły nagrania z Rumi (woj. pomorskie), na których widać, jak sztuczne ognie odpalono w zamkniętym pomieszczeniu. Sztab imprezy znajdował się w hali sportowej Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. W momencie zdarzenia przebywało w niej około 100 osób.
Początkowo pokaz przebiegał w kontrolowany sposób. Na sali rozbłysnął niewielki snop iskier. Sprawa przybrała jednak niebezpieczny obrót, gdy prowadzący odpalił drugą salwę.
Sztuczne ognie wystrzeliły z ogromną siłą. Odbijały się od dachu i spadały na ziemię, wybuchając. Iskry rozbryzgiwały się na wszystkie strony, również w kierunku uczestników wydarzenia. Zdarzenie to wywołało niemały popłoch.
- To było straszne. Nie wiedzieliśmy... Mam nadzieję, że państwo jesteście bezpieczni. To było przegięcie - po incydencie mówił przez mikrofon prowadzący.
Jak przekonują przedstawiciele Sztabu Miejskiego WOŚP Rumia, na miejscu przez cały czas była obecna wykwalifikowana służba medyczna. Nie odnotowano, by zgłosił się do niej ktokolwiek poszkodowany.
"Pomimo że nikt fizycznie nie ucierpiał, bardzo ubolewamy, że w ogóle doszło do tego wydarzenia" - zaznaczono w oświadczeniu.
"Zamierzamy wyciągnąć wnioski na przyszłość z tego wydarzenia" - zapewniono.
Sprawę bada policja
Materiał filmowy ze zdarzenia został zabezpieczony przez wejherowską policję.
- Na tej podstawie funkcjonariusze zainicjowali czynności służbowe w niezbędnym zakresie w kierunku artykułu 160 Kodeksu karnego, tj. spowodowania narażenia człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Obecnie policjanci pracują na miejscu zdarzenia. Między innymi wykonywane są oględziny, zabezpieczane ślady, przesłuchiwani świadkowie oraz zabezpieczana jest dokumentacja dotycząca tego wydarzenia - przekazali policjanci.
"Taki incydent nigdy nie powinien się wydarzyć"
Oświadczenie w sprawie incydentu wydał rumski magistrat.
"Urząd Miasta Rumi wezwał w trybie pilnym szefa miejskiego sztabu WOŚP do złożenia wyjaśnień, a organizator został zobowiązany do współpracy ze służbami. W jednostce prowadzona jest szczegółowa kontrola, a osoby odpowiedzialne za przygotowanie tej części programu poniosą konsekwencje. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń, jednak taki incydent nigdy nie powinien się wydarzyć" - napisano, przepraszając przy tym za narażenie bezpieczeństwa uczestników.
"Jest nam bardzo przykro, że ta sytuacja miała miejsce. Mimo wszystko prosimy, aby nie postrzegać całego miejskiego finału WOŚP przez pryzmat tego zdarzenia" - dodano.
Jak tłumaczyła nam Jolanta Król, dyrektor MOSiR Rumia i szef sztabu miejskiego, tego typu pokazy odbywały się zwykle pod gołym niebem. Decyzja o przeniesieniu go pod dach została podjęta z myślą o ekologii.
- Chcieliśmy, aby zwierzęta nie były zestresowane. Odpaliliśmy więc tzw. fontannę, która miała wystrzelić jedynie symbolicznie - podkreśliła.
Równolegle z policjantami sprawę spróbują wyjaśnić urzędnicy. Jak zapewnił Piotr Szymański, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Rumi, audyt już trwa.
Anna Borys z UM w Rumi przekazała we wtorek, że dyrektor MOSiR została ukarana naganą. - Kontrola wciąż trwa, jej wyniki mają być znane w czwartek - dodała.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Sławomir Niedzwiedzki