Były metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski będzie przesłuchany 19 kwietnia w swoim mieszkaniu jako świadek w procesie ws. afery finansowej w kościelnym wydawnictwie Stella Maris, gdzie współoskarżonym jest b. szef pomorskiego SLD Jerzy J. - zdecydował gdański sąd.
81-letni hierarcha, który został wezwany na piątek do Sądu Okręgowego w Gdańsku w charakterze świadka, nie stawił się na rozprawie i przedstawił zaświadczenie lekarskie. Sąd zdecydował, że w tej sytuacji przesłuchanie arcybiskupa odbędzie się za dwa tygodnie w miejscu jego zamieszkania na terenie kurii gdańskiej.
Drugi raz jako świadek
To już drugi raz, kiedy abp Gocłowski będzie zeznawał przed sądem jako świadek, w warunkach domowych. Pierwszy raz stało się to we wrześniu 2009 r. - po opinii biegłego lekarza sądowego, który uznał, że przesłuchiwanie duchownego w sądzie może negatywnie wpłynąć na stan jego zdrowia. Hierarcha cierpi bowiem na dolegliwości kardiologiczne. Przesłuchanie sprzed 2,5 roku odbyło się bez dziennikarzy.
W 2009 r. abp Gocłowski składał zeznania przed sądem w głównym procesie ws. afery w Stella Maris. Dwóch głównych oskarżonych w tym postępowaniu to: b. kapelan abp. Gocłowskiego i jego pełnomocnik w Stella Maris, ks. Z. B. oraz 45-letni b. dyrektor wydawnictwa, syn znanego trójmiejskiego adwokata T.W. (sąd pozwolił jedynie na podawanie inicjałów oskarżonych). Na ławie oskarżonych zasiada też współwłaściciel dwóch firm konsultingowych z Gdyni J.B., który w latach PRL był pracownikiem cenzury, oraz jego wspólnik K.K.
Oskarżony były szef pomorskiego SLD
W kwietniu abp Gocłowski ma zeznawać jako świadek w procesie, w którym głównym oskarżonym jest b. przewodniczący pomorskiego SLD Jerzy J. Prokuratura zarzuca mu, jako prezesowi Energobudowy, wyprowadzenie z tej firmy prawie 31 mln zł, wypranie ok. 14 mln zł i uszczuplenia podatkowe. Na ławie oskarżonych zasiada łącznie dziewięć osób. Proces toczy się od lipca 2007 r. Jerzy J. nie przyznaje się do winy, twierdzi, że oskarżenie go miało charakter polityczny.
Jednym ze świadków podczas piątkowej rozprawy był 51-letni Jerzy P., były funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który brał udział w śledztwie związanym z aferą Stella Maris. Mężczyzna odszedł ze służby w 2006 r. Na pytanie obrońcy Jerzego J. Andrzeja Drani, mężczyzna wyjaśnił, że stało się to na wskutek przemęczenia i złego stanu zdrowia.
Lekarze wykryli u Jerzego P. chorobę psychiczną. Były pracownik ABW jest inwalidą III grupy. - Przy pierwszych objawach choroby brałem zwolnienie lekarskie - powiedział świadek na pytanie obrońcy Jerzego J., czy kiedy miał problemy psychiczne, dokonywał przesłuchań w śledztwie.
Po kolejnym pytaniu adwokata Jerzy P. zaprzeczył też, by podczas przesłuchań wywierał presję lub groził przesłuchiwanym osobom. - Postępowałem zgodnie z kodeksem postępowania karnego - dodał.
Oskarżony Jerzy J. zapytał b. funkcjonariusza ABW, czy pamięta, jak podczas dochodzenia ten miał mu powiedzieć: Niech się pan nie przejmuje, z tego i tak g... będzie. Nie pamiętam tego - odpowiedział świadek.
Zawierali kontrakty na doradztwo
Według prokuratury przestępstwo polegało na tym, że firmy konsultingowe J.B. i K.K. zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo (jedną z nich była Energobudowa – przyp.red.), których wykonanie powierzali z kolei wydawnictwu Stella Maris, którego właścicielem była Archidiecezja Gdańska. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane. Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., najpierw były przelewane na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami. Stella Maris, działając jako podmiot gospodarczy w ramach Archidiecezji Gdańskiej, była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła. Transfery pieniędzy miały miejsce w latach 1997-2001.
Autor: aja/par / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24