Po kilkunastu dniach ciężkiej pracy do Gdańska wrócili ratownicy, którzy brali udział w misji w Nepalu. - Dla mnie jako dla ojca kilkorga dzieci najtrudniejsza była właśnie sytuacja dzieci w Nepalu. Część z nich straciła swoich rodziców. Nie miały też już swoich domów. Prosiły nas o żywność i wodę - mówi bryg. Jakub Zambrzycki, uczestnik akcji ratunkowej.
23 pomorskich strażaków w ostatnich dniach kwietnia pojechało do Nepalu, żeby pomóc w akcji ratunkowej po trzęsieniu ziemi. W miniony czwartek wrócili do Gdańska, a dziś spotkali się z dziennikarzami, by opowiedzieć o warunkach oraz o przebiegu akcji ratunkowej.
- To nie była moja pierwsza misja. Ogrom zniszczeń był podobny do tych wcześniejszych. Przez pierwsze dwa dni skupialiśmy się głównie na szukaniu żywych ludzi. Akcje prowadziliśmy tam, gdzie wskazywało nam wojsko lub miejscowa ludność - mówi Jakub Zambrzycki, zastępca komendanta miejskiej straży pożarnej w Gdańsku, który brał udział w misji w Nepalu.
"Dzieci prosiły nas o żywność i wodę"
Każda akcja ratunkowa jest inna i równie wymagająca, ale strażacy zmagali się nie tylko ze zmęczeniem i trudnymi warunkami.
- Dla mnie jako dla ojca kilkorga dzieci najtrudniejsza była właśnie sytuacja dzieci w Nepalu. Część z nich straciła swoich rodziców. Nie miały też już swoich domów. Prosiły nas o żywność i wodę. Staraliśmy się pomóc, ale musieliśmy się też skupiać na szukaniu ludzi w gruzowiskach - opowiada Jakub Zambrzycki z gdańskiej straży pożarnej.
"Kali bardzo nam pomógł"
Jednym z ważniejszych członków polskiej ekipy ratunkowej były psy ratownicze. Wśród nich był również dziewięcioletni Kali, który służył podczas misji w Haiti.
- Kali jest ważnym narzędziem w poszukiwaniach. Świetnie się sprawdził najpierw w Haiti, a teraz w Nepalu. Dzięki swojemu wiekowi i doświadczeniu bardzo szybko się regenerowała w tych trudnych warunkach - mówi Michał Szalc, jeden z ratowników.
Szalc podkreślał, że podczas akcji trzeba bardzo uważać na psy. A to dlatego, że temperatura gruzowiska może wynosić nawet 60-80 stopni Celsjusza. W takich warunkach nie trudno o udar.
Szukali poszkodowanych
Od poniedziałku 27 kwietnia strażacy brali udział w akcji ratowniczo-poszukiwawczej i udzielaniu pomocy medycznej, od czwartku - jak inne grupy ratownicze - pomagali także armii nepalskiej w dotarciu do znajdujących się pod gruzami ofiar kataklizmu. Koordynowali też działania związane z rozładowywaniem i przekazaniem polskiej pomocy humanitarnej - w sumie ok. 19 ton namiotów, koców, śpiworów, żywności, leków i środków czystości, zebranych przez organizacje pozarządowe, takie jak Caritas, PAH, Polska Misja Medyczna, PCK - oraz przekazanych z Agencji Rezerw Materiałowych. 69 strażaków wróciło polskimi samolotami wojskowymi, które dostarczały do Nepalu pomoc humanitarną. Podobnie będzie z pozostałymi ratownikami, którzy w Warszawie mają wylądować w czwartek.
Zabrali ze sobą specjalistyczny sprzęt
Strażacy wracając zabrali ze sobą specjalistyczny sprzęt, m.in. geofony i kamery wziernikowe; zostawili natomiast Polakom mieszkającym w Nepalu namioty, żywność i stację uzdatniania wody. Namioty przekazali też jednostce wojskowej, na terenie której mieli obóz. Polska grupa ratowniczo-poszukiwawcza jadąc do Nepalu zabrała ze sobą całą bazę logistyczną, tak, by w czasie akcji być samowystarczalną.
Polacy prowadzili działania poszukiwawcze m.in. w dzielnicach stolicy Nepalu Katmandu, a także w kilku górskich miejscowościach w rejonie Gorkha. Niestety, pod gruzami nie udało im się odnaleźć żywych osób.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/b / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 | Jacek Morgaś