W niedzielę w Słupsku odbędzie się referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta Macieja Kobylińskiego. Odwołania go chcą radni wszystkich ugrupowań oprócz SLD. Prezydent miasta zapewnia, że nie ma sobie nic do zarzucenia. - To referendum jest skierowane przeciwko mojej osobie, a przedstawione argumenty nie mają sensu - twierdzi Kobyliński.
Niedzielne głosowanie to efekt nieudzielenia kontrowersyjnemu prezydentowi Maciejowi Kobylińskiemu (SLD) przed radnych absolutorium z wykonania budżetu za rok 2012. Uchwałę o nieudzieleniu absolutorium rada podjęła 26 czerwca. Potem poczekała na opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej w Gdańsku nt. swej decyzji; gdy ta okazała się pozytywna, 31 lipca, na nadzwyczajnej sesji, przyjęła uchwałę o przeprowadzeniu referendum. Uchwałę przyjęto 16 głosami radnych PO, PiS, klubu Nowy Słupsk i jednej osoby z klubu SLD. Przeciw było 5 radnych SLD.
"Jest duża szansa na uratowanie Słupska"
Partie przeprowadziły w Słupsku kampanię proreferendalną, w której m.in. pojawiały się hasła „SOS dla Słupska” i „ratujmy Słupsk”. Najbardziej zaangażowała się w nią Platforma Obywatelska.
Podczas kampanii przekonywano słupszczan, że należy odwołać prezydenta, bo źle zarządza finansami miasta, przez co znajduje się ono w ścisłej czołówce najbardziej zadłużonych samorządów w Polsce, w nieprzejrzysty sposób sprawuje władzę, czego przykładem jest ukrywanie lub podawanie nieprawdziwych informacji na temat budowy aquaparku oraz brak współpracy z radą miasta.
Organizatorzy referendum są przekonani, że wymagany próg zostanie przekroczony, a prezydent Maciej Kobyliński zostanie odsunięty od władzy.
- Myślę, że jest duża szansa, żeby uratować Słupsk. Nie stać nas na kolejny rok rządów pana prezydenta - zapewnia Zbigniew Konwiński, radny Platformy Obywatelskiej.
"Chcę godnie zakończyć swoją kadencję"
Kampanię przeciwko referendum przeprowadziło za to SLD, do którego należy prezydent. Jego partia m.in. w zamieszczanych w lokalnej prasie ogłoszeniach pisała, że „Maciej Kobyliński to twardy, odważny i wymagający prezydent (…) dzięki jego bezkompromisowej postawie Słupsk pozytywnie zmienia swe oblicze”.
Według SLD nie zaistniały żadne okoliczności, by odwoływać prezydenta na rok przed samorządowymi wyborami.
W ocenie działaczy słupskiego Sojuszu referendum to wynik „zimnej partyjnej kalkulacji” PO, która do niedawna współpracowała z Kobylińskim – od marca 2011 r. do listopada 2012 r. jednym z wiceprezydentów był działacz Platformy Krzysztof Sikorski – i tylko odwołując prezydenta może zdobyć władzę w mieście.
Również sam prezydent odrzuca wszystkie argumenty opozycji twierdząc, że w Słupsku walczy się wyłącznie z jego osobą. - Nie mam sobie nic do zarzucenia. Jeżeli ktoś dokładnie czyta te zarzuty (opozycji) to zdaje sobie sprawę, że nie powinny być one powodem referendum. Moi osobiści i polityczni wrogowie ubzdurali sobie, że czas mnie zmienić - to jedyny powód - uważa Maciej Kobyliński.
Prezydent "uspokoił" jednocześnie opozycjonistów i Słupszczan, że nie będzie więcej startował w wyborach. - Jaki jest więc powód odwoływania mnie na rok przed zakończeniem kadencji? To jest nieuczciwe. Chce godnie zakończyć swoją kadencję, moją 45-letnią pracę w Słupsku - podkreślił Kobyliński.
Referendum po raz drugi
Żeby niedzielne głosowanie było ważne, do urn musi pójść co najmniej 3/5 uczestników wyborów samorządowych w 2010 r., czyli 15 680 osób.
Do udziału w referendum uprawnionych jest 75 746 osób. Głosowanie odbędzie się w godzinach 7–21 w 45 obwodowych komisjach ds. referendum.
Niedzielne referendum to druga na przestrzeni niespełna roku próba odwołania Kobylińskiego. Poprzednią podjęto w listopadzie 2012 r. Wówczas do głosowania doprowadziła grupa mieszkańców Słupska. Ani partie polityczne, ani radni nie zaangażowali się wówczas w kampanię referendalną.
Ubiegłoroczne referendum było nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji. Do urn poszło 12 596 mieszkańców, z czego za odwołaniem prezydenta było 11 308. Próg ważności głosowania wynosił 15 680 osób.
Wojna prezydenta z radnymi
Teraz referendum to inicjatywa i decyzja rady miasta, więc zbieranie podpisów nie było konieczne. Prezydent nie zgadzał się z decyzją radnych i zaskarżył ją u wojewody pomorskiego, który opiniuje tego typu dokumenty. Wojewoda Pomorski, odpowiadając na jego wniosek uznał, że "uchwała jest zgodna z prawem i brak jest podstaw do stwierdzenia jej nieważności".
Na tym jednak wojna z radnymi się nie zakończyła. Na początku sierpnia prezydent Słupska w oświadczeniu, zamieszczonym na stronie internetowej urzędu miasta, ostro skrytykował lokalnych radnych.
„No i stało się. Upartyjnionych bez miary lub zatwardziałych w swych kompleksach i pełnych nienawiści, a także powodowanych strachem szesnaścioro Pań i Panów Radnych podjęło decyzję o przeprowadzeniu referendum w sprawie odwołania mnie przed upływem kadencji. Ręce opadają! Bo któż to Ci Radni?” – napisał w oświadczeniu. Dalej opisał krytycznie sylwetki samorządowców. Według niego motywacją działań niektórych radnych miała być "chęć odwetu za przegrane wybory prezydenckie" czy strach. Kilka dni później, w kolejnym opublikowanym oświadczeniu przyznał, że "nie jest dumny z tego co zrobił". - "Zrobiłem coś takiego po raz pierwszy i oby ostatni w życiu" - napisał. Mimo to zapewnił, że nie cofnie żadnego ze swoich słów.
24 października, radni i prezydent stanęli przed sądem. Chodziło o słowa Kobylińskiego, które wypowiedział w lokalnej stacji telewizyjnej. Miał on stwierdzić, że część radnych została zastraszona przez 6 innych radnych, którzy mają autorytet i dlatego zagłosowali za referendum i odwołaniem go ze stanowiska. Prezydent wyraził ubolewanie za te słowa i radni przyjęli ugodę i przeprosiny.
69-letni Maciej Kobyliński na prezydenta Słupska jest wybierany bez przerwy od 2002. Podczas ostatniej kampanii wyborczej zapowiadał, że lata 2010-2014 będą jego ostatnią kadencją. W opublikowanym w piątek apelu o bojkot referendum podtrzymał tę zapowiedź. Do referendum dojdzie w niedzielę w Słupsku:
Autor: dp/mz / Źródło: TVN24 Pomorze, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24