- Politolog dr Paweł Stępień z Katedry Systemów Politycznych Uniwersytetu Łódzkiego od kilku lat pracuje nad zjawiskiem "corruption voting", czy też "criminal voting", czyli wzrostu popularności kandydata, który ma problemy prawne lub za którym ciągną się wątpliwości natury etycznej.
- Ekspert zaznacza, że to właśnie z tego powodu przed drugą turą wyborów prezydenckich w Polsce oceniał, że kolejne afery wybuchające wokół kandydata Prawa i Sprawiedliwości Karola Nawrockiego mogą paradoksalnie mu pomóc zwyciężyć w wyścigu wyborczym - co finalnie się wydarzyło.
- Zjawisko, nad którym pracuje ekspert nie jest właściwe tylko dla wyborców jednej strony sceny politycznej - dr Stępień podkreśla, że korzystali z niego kandydaci zarówno PiS, jak i KO. Co więcej - skłonność wyborców do wspierania kandydatów z trudną albo wątpliwą przeszłością jest też znane w wielu innych krajach.
Z doktorem Pawłem Stępniem rozmawialiśmy pod koniec maja. Pytaliśmy wtedy, jaki wpływ na wynik drugiej tury będą miały kolejne afery nagłaśniane przez media związane z ówczesnym kandydatem, a dziś prezydentem-elektem Karolem Nawrockim. Chodziło między innymi o wątpliwości związane z przejęciem mieszkania starszego mężczyzny, udziału w "ustawkach". Ekspert odparł, że - jego zdaniem - efekt może być odwrotny, niż wiele osób może się spodziewać. Że to tylko wzmocni pozycję kandydata. Jakim cudem?
- To zjawisko od wielu lat jest obserwowane w wielu demokratycznych krajach. Pierwsze, powszechne wśród międzynarodowych ekspertów uzasadnienie to "ignorant hypothesis" (hipoteza ignorancji - ang.). Zakłada ona, że wyborcy ignorują lub bagatelizują oskarżenia, szczególnie jeśli pochodzą od opozycji lub nieprzychylnych mediów - mówi dr Paweł Stępień.
Dodaje, że druga hipoteza to "trade-off hypothesis" (hipoteza kompromisu - ang.).
- Sugeruje ona, że wyborcy akceptują wady kandydata, jeśli uważają, że posiada on silne atuty, takie jak skuteczność - mówi dr Paweł Stępień.
Zaznacza, że efekt "corruption voting" jest tym wyraźniejszy, im większe wśród wyborców powstaje wrażenie, że jest on "niewygodny" dla partii aktualnie rządzącej.
- Z tego powodu negatywna kampania, za którą nie idzie inny, pozytywny przekaz jest nieskuteczna. Tym bardziej, jeżeli narracja taka pochodzi z obozu aktualnie rządzącego, co mogliśmy obserwować w czasie tegorocznych wyborów prezydenckich - podkreśla rozmówca tvn24.pl.
Wzmocnienie przekazu
Decyzja sztabu Rafała Trzaskowskiego o podchwyceniu retoryki ataków może być o tyle zastanawiająca, że Platforma Obywatelska - choć na innym poziomie wyborów - doświadczyła tego efektu w praktyce. Z jedną różnicę: była wtedy beneficjentem opisywanego zjawiska.
W 2019 roku TVP będąca pod kontrolą Prawa i Sprawiedliwości opublikowała nagranie rozmowy polityka Platformy Obywatelskiej Sławomira Neumanna z lokalnymi działaczami z Tczewa. Padły wtedy słowa odnoszące się do problemów prawnych Hanny Zdanowskiej, która w 2018 roku ubiegała się o reelekcję na fotelu prezydenta Łodzi. Przed głosowaniem została skazana prawomocnie za poświadczenie nieprawy w dokumentach. Prowadząca śledztwo Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim zarzuciła Hannie Zdanowskiej, iż w grudniu 2008 roku miała pomóc przygotować poświadczające nieprawdę dokumenty swojemu partnerowi Włodzimierzowi G. Na ich podstawie mężczyzna uzyskał kredyt w wysokości 200 tysięcy złotych na zakup mieszkania w Łodzi od swojej partnerki.
Neumann na ujawnionych nagraniach z 2017 roku mówił tak:
"Nasz elektorat, ten antypisowski, uzna, że to jest k***a atak PiS-u, żeby go zabić. I pójdą jeszcze bardziej na niego. Tak to wygląda. W różnych badaniach, k***a, naszych, których oskarżają. Hania Zdanowska zyskuje, jak ma akt oskarżenia. Idzie wręcz dokładnie odwrotnie. Nie patrz na to, to nie ma żadnego znaczenia. Oni ilością aktów, inflacją tych aktów oskarżenia, powodują, że nie mają żadnego [znaczenia]".
Rok później Zdanowska zdobyła ponad 70 procent głosów i w pierwszej turze wygrała z resztą konkurencji.
- Ten fantastyczny wynik był zaskoczeniem dla polityków PiS-u, który początkowo próbował iść na zwarcie i przekonywać, że osoba z problemami karnymi nie może dostąpić zaszczytu, jakim jest pełnienie funkcji prezydenta miasta. Jednak potem - w obliczu wyniku wyborczego - partia zrezygnowała z dalszych ataków - zaznacza dr Paweł Stępień.
Konsekwencja wyborców
Politolog przytacza też przykłady Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, za którymi od lat ciągną się problemy prawne, które jednak w żaden sposób nie wpływają na ich popularność wśród wyborców.
- Co więcej, stali się oni niekwestionowanymi lokomotywami PiS-u zdobywając najlepsze wyniki na swoich listach w okręgach - przypomina dr Stępień.
Jak podkreśla, jeszcze w tym roku ma skończyć pracę nad całościowym opracowaniem, w którym skupia się na wyborach samorządowych i tym, w jaki sposób problemy prawne wpływają na wyniki wyborcze.
- Generalna zasada jest taka, że chociaż brzmi to kuriozalnie, zarzuty a nawet wyroki pomagają przy urnach wyborczych. Warto w tym kontekście przytoczyć sprawę wójta gminy Daszyna, który w cuglach wygrał wybory w 2018 roku, chociaż nie prowadził kampanii, bo… siedział w areszcie. Zresztą rok temu bez problemu wygrał plebiscyt poparcia, bo nikt tym razem nie ośmielił się być jego kontrkandydatem - zaznacza.
Są granice
Ekspert zaznacza jednak, że wyrozumiałość wyborców też ma swoje granice. I w tym kontekście zwraca uwagę na byłego już wójta Żelazkowa w woj. wielkopolskim. Stracił on stanowisko ze względu na wyrok w sprawie karnej, dotyczącej znieważenia funkcjonariuszy publicznych i wezwania strażaków do zdarzenia, którego nie było.
Latami jednak tajemnicą poliszynela był jego problem z nadużywaniem alkoholu. W 2018 roku wygrał wybory w pierwszej turze (zdobywając ponad 58 proc. głosów), chociaż już wtedy ciążyły na nim poważne zarzuty:
W październiku 2017 r. sąd wymierzył mu karę grzywny w kwocie 5 tys. zł za to, że udzielił ślubu, będąc pod wpływem alkoholu.
Sylwiusz J. był też oskarżony o znęcanie się nad rodziną, ale sąd go uniewinnił od tego zarzutu, ponieważ żona i syn skorzystali z prawa odmowy złożenia zeznań przed sądem. W 2019 r. był jednak z tego powodu aresztowany na trzy miesiące. Wówczas gminą kierował komisarz wyborczy, których za kadencji wójta trzeba było powoływać dwóch.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański/PAP