Wiesław C., rodzic zastępczy z Pucka, zaprzeczył w czwartek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, że brał bezpośredni udział w śmiertelnym pobiciu dwójki dzieci. Powiedział, że nigdy nie uderzył ich "bez żadnego powodu".
Proces rodziców zastępczych z Pucka - 33-letniej Anny C. i 40-letniego Wiesława C. - oskarżonych o spowodowanie śmierci 3-letniego Kacpra i 5-letniej Klaudii, przebywających pod ich opieką, rozpoczął się w ubiegły piątek.
Podczas drugiej rozprawy, w czwartek, udzielanie odpowiedzi na pytania sądu i obrońcy kontynuował Wiesław C.
Mężczyzna zaprzeczył wcześniejszym zeznaniom w prokuraturze, że przed zgonem Kacpra uderzył go w twarz i klatkę piersiową. Wyjaśnił, że mówił śledczym o pobiciu 3-latka, aby "wziąć część winy na siebie i odciążyć żonę".
Wyznał także, że nakłaniał Annę C., aby poszła na policję i przyznała się do śmiertelnego pobicia chłopca, ale odmówiła. Powiedział, że bał się żony, która gdy wpadała w furię potrafiła być agresywna także wobec niego.
W przypadku 5-letniej Klaudii oskarżony w odczytanych przez sąd zeznaniach w prokuraturze powiedział m.in., że próbował zapobiec nieszczęściu, ale Anna C. miała krzyknąć: "zostaw mnie, i tak ją zabiję".
Zdarzało mu się używać przemocy
Dziecko było kopane przez Annę C. po plecach, ponieważ miało sprawiać kłopoty podczas kąpieli w łazience. "Dzwoniąc na pogotowie powiedziałem po ustaleniu z żoną, że dziecko przewróciło się podczas mycia i zachłysnęło się wodą" - powiedział w trakcie śledztwa mężczyzna.
Na pytanie swojego obrońcy, czy podołał obowiązkom rodzica zastępczego, Wiesław C. odpowiedział, że to "była ciężka sytuacja, mając na wychowaniu siedmioro dzieci".
Wiesław C. przyznał, że zdarzało mu się używać przemocy wobec dzieci, bić ręką lub pasem. Razem z żoną często też na nie krzyczeli, kazali im stać pod schodami lub siedzieć na nocniku.
- Nigdy nie uderzyłem dzieci bez żadnego powodu - powiedział mężczyzna. Odmówił odpowiedzi na pytanie sądu, jakie podałby przyczyny, które uzasadniałyby bicie drugiego człowieka.
Dzieci w opłakanym stanie
Wiesław C. mówił też podczas rozprawy, że kiedy dzieci trafiły do nich pod opiekę, były w "opłakanym stanie". "Choć była zima, nie miały kurtek, bały się wody i mycia głowy" - powiedział. Jak dodał, dzieci nie potrafiły rozróżniać dobra od zła.
Przed wejściem do sali sądowej Piotr Pawłowski, pełnomocnik biologicznych rodziców zmarłych dzieci (są oskarżycielami posiłkowymi w sprawie), powiedział dziennikarzom, że ich pozostała trójka dzieci przebywa teraz u rodziny zastępczej w Kartuzach. - To jest wzorowe wypełnianie tej roli, ci rodzice zastępczy wypełniają tę rolę bardzo dobrze: umożliwiają spotkania, wszystko toczy się normalnie. I pojawia się pytanie, dlaczego tak nie było od początku, dlaczego Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku nie potrafiło czegoś takiego zapewnić? - mówił radca prawny.
Śmierć w rodzinie zastępczej
W styczniu 2012 r. do rodziców zastępczych Anny C. i Wiesława C., mających dwójkę własnych dzieci w wieku 2 i 9 lat, trafiła piątka rodzeństwa w wieku od roku do 6 lat.
W lipcu w domu rodziny C. doszło do śmierci powierzonego jej 3-letniego chłopca. Pucka prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Śledczy zawierzyli wówczas opiekunom, którzy wyjaśnili, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - dziecko miało spaść ze schodów. Na możliwość śmierci na skutek wypadku wskazywały też wyniki sekcji zwłok.
Jednak we wrześniu w tej samej rodzinie zmarła 5-letnia siostra Kacpra. Małżeństwo C. utrzymywało, że dziewczynka także zmarła w wyniku wypadku. Po otrzymaniu wyników sekcji zwłok 5-latki, w których jednoznacznie jako przyczynę śmierci wskazano pobicie, śledczy zdecydowali o zatrzymaniu małżeństwa.
Autor: aja/par/k / Źródło: PAP