Straż graniczna na lotnisku w Gdańsku aż trzykrotnie musiała użyć siły wobec mężczyzn, którzy nie chcieli dostosować się do poleceń obsługi. Dwóch było na tyle agresywnych, że konieczne było użycie paralizatora. – Ludzie wyładowują emocje na ludziach wykonujących swoje obowiązki – mówi socjolog.
W trakcie ostatniego weekendu na gdańskim lotnisku strażnicy graniczni trzykrotnie byli zmuszeni użyć siły. W sobotę, podczas patrolu okolic terminala T2 strażnicy zauważyli, że w zatoczce autobusowej zatrzymał się volkswagen passat. Gdy zwrócili kierowcy uwagę, ten najpierw raptownie ruszył samochodem z miejsca i po kilkudziesięciu metrach zatrzymał go.
- Przez uchylone okno mężczyzna „sypnął” pod adresem interweniujących obraźliwymi, nie nadającymi się do cytowania, zwrotami. Ponieważ trzykrotna próba wylegitymowania rozzłoszczonego kierowcy nic nie dała, funkcjonariusze siłą wyciągnęli go z pojazdu i służbowym samochodem przewieźli do pomieszczeń placówki straży granicznej – mówi Tadeusz Gruchalla, rzecznik Morskiego Oddziału Straży Granicznej.
42-latek odmówił przyjęcia mandatu, więc wniosek o jego ukaranie za niedostosowanie się do zakazów został skierowany do sądu.
Pomógł dopiero paralizator
Tego samego dnia, zaledwie kilka godzin później strażnicy zatrzymali 29-latka pod wpływem alkoholu, którego właśnie z tego powodu nie wpuszczono na pokład samolotu lecącego do Manchesteru.
Według relacji strażników mężczyzna wpadł w szał, ubliżał funkcjonariuszom i wygrażał, że nigdzie nie pójdzie.
- Chciał, by zapłacić mu za następny lot lub wpuścić na samolot z którego został wycofany przez przewoźnika. Ostatecznie 29-latka obezwładniono i wyprowadzono z terminala. W trakcie przejazdu do placówki SG pojazdem służbowym mężczyzna kopał w siedzenia i drzwi. Niestety, jego agresję trzeba było wytłumić paralizatorem, nie skutkowały inne środki – zapewnia Gruchalla.
Po przebadaniu 29-latka alkomatem okazało się, że we krwi ma ponad 1,6 promila alkoholu. Po wytrzeźwieniu otrzymał mandat w wysokości 300 zł za zakłócanie i utrudnianie pracy personelowi lotniska
„Ucieknie do Norwegii”
Do trzeciego incydentu doszło w niedzielę, tuż po północy, dyżurny Służby Ochrony Lotniska zwrócił się do Straży Granicznej o interwencję wobec 32-latka z Gryfic, który po przylocie z Norwegii był agresywny, nie chciał opuścić strefy zastrzeżonej lotniska, a gdy już ją opuścił, agresja u niego przybrała na zaciętości. - Mężczyzna wrzeszczał, wymachiwał rękami, ubliżał innym. Gdy strażnicy graniczni wezwali awanturnika do uspokojenia się, ale nie przyniosło to rezultatu – zaznacza rzecznik straży granicznej.
32-latek nie chciał się wylegitymować i próbował uciekać z miejsca. Został obezwładniony, założono mu kajdanki. Podczas podróży z lotniska do Placówki Straży Granicznej mężczyzna miał uderzać głową o podłogę samochodu i wyzywać funkcjonariuszy.
– Mężczyzna stwierdził, że: „i tak nic mu nie zrobimy, bo ucieknie do Norwegii”. Dwukrotnie wobec niego funkcjonariusze musieli użyć paralizatora – relacjonuje Tadeusz Gruchalla.
- W związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa znieważenia funkcjonariuszy, mężczyznę zatrzymano i umieszczono w pomieszczeniach dla zatrzymanych Placówki SG w Gdańsku – dodaje.
„Wyładowują frustracje”
Zdaniem socjolog Moniki Mazurek-Janasik za tego typu interwencje na lotniskach winą należy obarczać samych pasażerów.
- Ludzie coraz gorzej radzą sobie z emocjami, ze stresem i próbują wyładować frustracje na ludziach wykonujących swoje obowiązki – mówi socjolog. – Sama odnoszę wrażenie, że niektórzy czują się „panami” i chcą pokazać innym, że skoro zapłacili za bilet, to już nie muszą nikogo słuchać – podkreśla Mazurek-Janasik.
Trzy razy strażnicy używali paralizatora:
Autor: md/i / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: MOSG