Na pierwszej rozprawie przed Sądem Rejonowym w Koszalinie zapadł wyrok w sprawie śmierci dwojga dzieci, które - dwa lata temu - wypadły z okna na dziewiątym piętrze. Ich matka została skazana na rok bezwzględnego pozbawienia wolności. 28-letnia Joanna W. dobrowolnie poddała się karze.
Już na pierwszej rozprawie zapadł wyrok w sprawie 28-letniej Joanny W., która została oskarżona o niedopilnowanie dzieci i o nieumyślne spowodowanie ich śmierci. Kobiecie groziła za to kara do pięciu lat więzienia, została jednak skazana na rok pozbawienia wolności.
- Potwierdzam, że dzisiaj zapadł wyrok w sprawie tragicznego wypadku, w wyniku którego zginęła dwójka dzieci. Oskarżona została skazana na rok pozbawienia wolności - przekazał w czwartek Krzysztof Kozber, prokurator okręgowy w Koszalinie. Kobieta karze poddała się dobrowolnie.
- Każda ze stron ma kilka dni na przemyślenie wyroku, na razie nie wiadomo, jaka decyzja zostanie przez nas podjęta. Decyzją o opiece nad pozostałymi dziećmi zajmie się sąd rodzinny - dodał Kozber.
Wyrok zapadł na posiedzeniu niejawnym.
Najpierw umorzyli, potem dostali wyniki krwi
Rodzeństwo, czteroletnia Amelia i pięcioletni Sebastian, wypadło z okna mieszkania na dziewiątym piętrze wieżowca w Koszalinie (woj. zachodniopomorskie) 30 czerwca 2020 roku około godz. 20.30. Dzieci zginęły na miejscu.
W mieszkaniu była matka dzieci i jeszcze dwoje ich młodszego rodzeństwa, którymi Joanna W. zajmowała się, gdy doszło do tragedii. Partnera kobiety nie było wówczas w mieszkaniu, dopiero wracał z pracy. Matka była trzeźwa, ale w późniejszych badaniach krwi wyszło, że wcześniej zażyła amfetaminę. W sprawie, która najpierw została uznana za nieszczęśliwy wypadek i którą nieprawomocnie umorzono, nastąpił zwrot.
28-letnią Joannę W. Prokuratura Rejonowa w Koszalinie ostatecznie oskarżyła o narażenie swoich dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie śmierci dwojga z nich.
Początkowo nie przyznała się
- Biegli stwierdzili, że Joanna W. była pod wpływem środków psychotropowych w dniu, gdy doszło do tragicznej śmierci jej dzieci. W organizmie miała ponad 44 nanogramy amfetaminy na mililitr krwi. To nie są jakieś duże ilości, ale biegli uznali, że w tym stanie kobieta nie mogła rzetelnie opiekować się czworgiem dzieci - przekazywał prokurator.
Joanna W., początkowo przesłuchana w charakterze podejrzanej, nie przyznała się do winy. Tłumaczyła, że dzień przed zdarzeniem, odwiedził ją i jej partnera znajomy. Podał im napój i gdy już go wypili, powiedział, że zrobił psikusa i dodał do niego amfetaminę. Podejrzana zaznaczyła, że czuła się po nim dobrze. Nic jej nie było, a poza tym od jego wypicia do zdarzenia minął niemal cały dzień.
"Zrobił się przeciąg"
Kobieta powtórzyła też swoje wcześniejsze zeznania. Twierdziła, że nie była świadoma tego, że dzieci w wieku czterech i pięciu lat są już w stanie wejść na parapet, że mogą ruszyć klamkę i okno się otworzy. Nie miała takiej wiedzy, że dzieci mogą to zrobić. Do pokoju weszła, bo poczuła, że "zrobił się przeciąg". Gdy zobaczyła, że dzieci nie ma w łóżkach, pomyślała, że się przed nią schowały. Dopiero chwilę później wyjrzała przez otwarte okno. Dzieci leżały na dole.
Rodzina wynajmowała mieszkanie na dziewiątym piętrze wieżowca w Koszalinie. Zarówno sąsiedzi, opieka społeczna, jak i dzielnicowy nie mieli zastrzeżeń do kobiety i jej partnera w kwestii opieki nad dziećmi. Po śmierci Amelii i Sebastiana rodzina przeprowadziła się.
Źródło: eŁKa/tam
Źródło zdjęcia głównego: Adam Wójcik