Zarzuty znęcania się, spowodowania obrażeń ciała i wymuszania oświadczeń usłyszeli czterej policjanci z Kołobrzegu – poinformowała prokuratura w Białogardzie. Jeden z nich użył paralizatora wobec agresywnego mężczyzny. Żaden z funkcjonariuszy nie przyznał się do zarzucanych czynów.
- Prokuratura Rejonowa w Białogardzie przesłuchała w poniedziałek czterech policjantów. Po ogłoszeniu im zarzutów podali oni do protokołu, że nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im czynów i odmówili złożenia wyjaśnień - powiedział we wtorek Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, która nadzoruje prowadzącą śledztwo Prokuraturę Rejonową w Białogardzie.
Jak wyjaśnił, prokurator zarzuca funkcjonariuszom przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Według relacji Gąsiorowskiego, policjanci mieli doprowadzić zatrzymanego do budynku komendy, do korytarza, w którym nie ma monitoringu wewnętrznego. Następnie mężczyzna miał zostać położony chwytem obezwładniającym na podłogę. Policjanci mieli użyć wobec niego paralizatora, chcąc uzyskać informację co do tożsamości drugiego współsprawcy zdarzenia, w związku z którym doszło do zatrzymania.
Według prokuratora, policjanci czterokrotnie uruchomili paralizator, wzbudzając iskry, a następnie przyłożyli urządzenie do ciała pokrzywdzonego - przez ubranie i na gołą skórę. W rezultacie mężczyzna miał 16 punktowych oparzeń.
Element znęcania się
Podczas zdarzenia policjanci mieli także zaniechać pouczenia zatrzymanego o przysługujących mu uprawnieniach.
- Policjant, który stosował paralizator, ma w zarzucie wskazanie, że to on go stosował. Pozostali trzej funkcjonariusze mają w zarzucie niedopełnienia obowiązków, gdyż nie przeciwdziałali temu, nie zareagowali. Patrzyli na to, co robi kolega, i nie zapobiegli temu - wyjaśnił Gąsiorowski.
- Zdaniem prokuratury, w momencie kiedy zatrzymany jest skuty, użycie środka przymusu bezpośredniego w postaci paralizatora jest elementem znęcania się nad nim - podkreślił prokurator.
Zgodnie z przepisami Kodeksu karnego policjantom grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.
Dwie wersje wydarzeń
Jak podaje PAP, wstępna wersja oparta na zeznaniach policji wyglądała tak: w nocy z 17 na 18 lipca 2016 roku na komendzie policji w Kołobrzegu znalazł się mężczyzna pod wpływem alkoholu, który miał dotkliwie pobić inne osoby. Był agresywny, miał uciekać i stawiać opór funkcjonariuszom.
Według wstępnych ustaleń, policjanci legalnie i zasadnie użyli paralizatora, obezwładniając mężczyznę na ulicy.
Jednak mężczyzna, który miał być obezwładniony zasadnie, przedstawił zupełnie inną wersję wydarzeń. Dziennikarze TVN dotarli do poszkodowanego. 18-letni Kornel powiedział, że do końca życia będzie pamiętał wizytę w komisariacie w Kołobrzegu. - Policjanci rzucili mnie na ziemię i się zapytali, czy sr**em, bo jak nie, to zaraz się zes**m. I razili mnie paralizatorem, próbując wymusić zeznania - mówił.
16 śladów na skórze
- Na początku zostałem porażony przez koszulkę kilka razy i w pewnym momencie uznali, że chyba za słabo to na mnie działa. Podciągnęli mi koszulkę i wtedy ten drugi policjant temu rażącemu pokazywał, w których miejscach najlepiej razić, żebym najbardziej to poczuł - relacjonował dziennikarzom TVN Kornel.
- Miałem szesnaście śladów, a paralizator zostawia dwa ślady po rażeniu - kontynuował Kornel. - Nie chcę nawet myśleć, ile było tych uderzeń. Bo z obdukcji, której dokonaliśmy po tym zdarzeniu wynika, że miał szesnaście punktów poparzeń drugiego stopnia - dodała matka 18-latka.
Po zebraniu dokumentacji, po kilku dniach od zdarzenia, rodzina Kornela zwróciła się z wnioskiem o wszczęcie postępowania karnego i postępowania dyscyplinarnego w policji. Po miesiącu funkcjonariusze skończyli postępowanie skargowe. Uznano, że "nie potwierdzono stosowania paralizatora i siły fizycznej w budynku komendy".
Kontrola zerowa
- Osoba, która przeprowadzała postępowanie wyjaśniające, nie zrobiła nic. Nie sprawdziła tasera ani monitoringu. Przesłuchała tylko swoich kolegów - mówi "Faktom" TVN ojciec chłopaka. Pod koniec sierpnia poszkodowani wnioskują o zabezpieczenie danych z paralizatora, ale przez 8 miesięcy nic się nie dzieje.
Dane z urządzenia zostają zgrane dopiero w kwietniu 2017 roku. Okazuje się jednak, że nie zachowało się żadne nagranie. - Kamera znajduje się w samej baterii, więc być może na komendzie było kilka baterii. Raz podano taser z jedną, raz - z drugą - domyślał się ojciec 18-latka.
Reporter "Superwizjera" Jakub Stachowiak od początku zajmował się sprawą. Dopiero kiedy niecały rok po wydarzeniach w komisariacie w Kołobrzegu rozmawiał z Komendą Powiatową Policji, niespodziewanie wszczęto na nowo postępowanie przeciwko czterem policjantom. - Nasza wizyta sprawiła, że w policji i prokuraturze zaczęło się gotować. Po pierwsze dlatego, że policjanci nie mieli nawet wszczętego postępowania dyscyplinarnego, a tylko wyjaśniające, które zakończyło się umorzeniem - mówi Jakub Stachowiak.
Raził paralizatorem
Wszczęte po wizycie dziennikarzy postępowanie kończy się miesiąc później zwolnieniem policjanta. - Sprawca, który to zrobił, jeden jedyny miał uprawnienia na ten paralizator w Kołobrzegu i słynął z tego, że lubił sobie go poużywać - mówi ojciec 18-latka. Sam Kornel dodał: - Słyszałem, że ma pseudonim "Volt".
Rzeczniczka prasowa Komedy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie nadkom. Alicja Śledziona poinformowała w czwartek, że w czerwcu wobec trzech policjantów wszczęto postępowanie dyscyplinarne, zakończone uznaniem ich za winnych. Wymierzono im karę o niepełnej przydatności na zajmowanym stanowisku.
Zwolnienia, zawieszenia, zarzuty
Wobec czwartego policjanta, który podczas zdarzenia dysponował paralizatorem, także przeprowadzono postępowanie dyscyplinarne. - Ze względu na ważny interes służby 30 sierpnia 2017 roku został on zwolniony z policji – oświadczyła nadkom. Śledziona.
Zwolniony został także policjant, który przeprowadzał pierwszą kontrolę, która nie wykazała nieprawidłowości. W kołobrzeskiej komendzie policji przeprowadzono postępowanie skargowe, o którego wynikach powiadomiono prokuraturę.
- W wyniku analizy tego postępowania skargowego Wydział Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji uznał, że było ono przeprowadzone ze zbyt małą dociekliwością. Funkcjonariusz, który je prowadził, nie jest już w czynnej służbie. Natomiast wobec osoby nadzorującego postępowanie wyciągnięto konsekwencje dyscyplinarne - wyjaśniła nadkom. Śledziona.
Materiał Faktów TVN o użyciu paralizatora na komendzie w Kołobrzegu:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa//ec / Źródło: TVN24 Szczecin, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24