Po ośmiu latach tkwienia w Porcie Gdynia rosyjski zbiornikowiec Khatanga zostanie z niego niezwłocznie usunięty. Informację na ten temat podało Ministerstwo Infrastruktury. Niszczejący statek już dwa razy zrywał się z cum i zagrażał innym jednostkom. Służby portowe mają 3 miesiące na zorganizowanie całej operacji. Na razie nie wiadomo, czy statek zostanie sprzedany, czy zezłomowany.
Resort infrastruktury poinformował w ubiegłym tygodniu, że "decyzją wydaną przez dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni, Zarząd Morskiego Portu Gdynia został zobowiązany do usunięcia rosyjskiego statku 'Khatanga'" (ros. Хатанга) (pol. Chatanga), który w gdyńskim porcie tkwi nieprzerwanie od 8 lat. W 2020 r. armator statku, Murmansk Shipping Company, ogłosił upadłość, co spowodowało brak zainteresowania losem "Khatangi". Urząd Morski już wcześniej zgłaszał zastrzeżenia dotyczące zabezpieczenia jednostki. Porzucony statek może stanowić różnorodne zagrożenia, w tym chemiczne i wywiadowcze.
Zarząd Urzędu Morskiego w Gdyni ma do 3 miesięcy na to, aby ta jednostka została usunięta z portu.
- Wycofany statek nie może stać w porcie bez zgody dyrektora urzędu, a takowa zgoda nie była wydawana i nikt o nią nawet nie występował. Druga kwestia jest taka, że kapitan portu może nakazać wyprowadzenie statku w momencie, gdy stwarza on zagrożenie dla bezpieczeństwa żeglugi, a w tej chwili statek może już takowe zagrożenie stwarzać z powodu tego, że zrywa się z cum, że nie ma załogi, sprawnych urządzeń - wyjaśnia Anna Stelmaszyk-Świerczyńska, dyrektorka Urzędu Miejskiego w Gdyni.
- To nie jest jednostka, którą można tak po prostu odholować do innego portu i gdzieś postawić. To ma blisko 15 tysięcy ton. Przypomina wielkością blok mieszkalny, więc to jest bardzo skomplikowane przedsięwzięcie. Ten, który będzie realizował te działania, podejmie stosowny kierunek, gdzie ten statek zostanie zabrany i czy zostanie on zutylizowany, czyli pocięty na żyletki, czy w jakiś inny sposób trafi do innego portu. To są kwestie, które będzie realizował broker, ale dzisiaj wiemy, że jest zielone światło do tego, aby ten statek, który jest wyłączony z eksploatacji, który zagraża bezpieczeństwu portu, po prostu z Gdyni zniknął - poinformował Arkadiusz Marchewka, wiceminister infrastruktury. Z jednej strony mówi się o możliwej, ewentualnej próbie sprzedaży, co pozwoliłoby na pokrycie chociaż części kosztów cumowania tej jednostki przez lata, a są one niemałe, ponieważ mowa o około 15 milionach złotych. Z drugiej strony słyszymy o możliwym zezłomowaniu jednostki. Tu jednak pojawia się pytanie, ile to będzie kosztowało i kto za to zapłaci. Aktualnie pozostaje ono bez odpowiedzi.
- Port zwrócił się już o zwrot kosztów i utraconych przychodów. W związku z tym, że nadbrzeże portowe było zajęte przez 7 lat, to jest kwota blisko 15 milionów złotych. Nota w tej sprawie została wysłana do armatora. (...) Będziemy domagać się zwrotu kosztów i zwrotu utraconych przychodów - zapewnia wiceminister.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Szarafiński/TVN24