Jak każdy, zmagają się z codziennymi obowiązkami w pracy i domu. Potem przebierają się w dresy i idą grać w rugby. 17 kobiet połączyła miłość do jednego z najbardziej męskich sportów. Teraz mogą stracić to, co kochają, bo władze klubu zapowiedziały likwidację drużyny.
Drużynę Ladies Lechia Gdańsk tworzy 17 zawodniczek. Razem grają od pięciu lat, a od czterech są niezmiennie mistrzyniami Polski w rugby. W tym sezonie musiały zmierzyć się z dziesięcioma innymi zespołami. Znów okazały się najlepsze. Jak trafiły na boisko?
"Nie jesteśmy babochłopami"
Laura Abucewicz próbowała swoich sił w różnych dyscyplinach, ale rugby nigdy się nie interesowała. Wszystko zmieniło znalezione przypadkiem ogłoszenie. – Akurat szukałam pracy i trafiłam na tę informację. Poszłam na pierwszy trening i, chociaż to już była końcówka rozgrywek, udało mi się z dziewczynami zdobyć nasze pierwsze mistrzostwo Polski – opowiada.
Laura pracuje na co dzień jako montażystka w lokalnej telewizji. Znajomi na początku nie dowierzali, że na poważnie trenuje rugby. Ten pomysł szczególnie bawił mężczyzn. – Ludzie myślą, że jak kobieta gra w rugby to wygląda jak NRD-owska pływaczka albo babochłop, a tak wcale nie jest. Tutaj są kobiety, które czują się wojowniczkami albo mają za dużo energii – tłumaczy rugbystka. A to nie jedyny stereotyp z jakim spotykają się zawodniczki. Zdarzało im się usłyszeć, że rugby to sport dla tłoczących się na boisku półgłówków. Ale części krytyków zakręciło się w głowie, gdy próbowali zrozumieć zasady gry.
– To wcale nie jest takie proste. W dodatku my gramy w trochę inne rugby, bo w siedem osób. Jest naprawdę dużo biegania i taktyki, ale to sport dla każdego – przekonuje Laura Abucewicz.
Rzuciła taniec, wybrała rugby
Małgorzata Kłos jest w drużynie prawie od początku. Zanim wybrała jajowatą piłkę, trenowała balet i taniec towarzyski. Z treningów na sali z lustrami zrezygnowała, gdy jej partner doznał kontuzji. – Lubiłam tańczyć, ale temu sportowi trzeba poświęcić całe życie. Jakoś nie widziałam siebie dłużej na parkiecie - wspomina.
Na boisku poczuła się tak dobrze, że dziś nie wyobraża sobie życia bez rugby. – Między zawodniczkami jest niesamowita więź. Trudno to opisać, ale jak się raz dołączy do tej drużyny, to chce się zostać – opowiada Kłos.
Zawodniczka gdańskiego klubu pracuje jako księgowa. Koleżanki z biura na jej nietypową pasję patrzą z sympatią i uznaniem. – Często wspominają, że dzięki rugby mam gdzie się wyładować i zazdroszczą mi takiej odskoczni. Może nawet jedna z nich do nas dołączy – opowiada Kłos.
"Pieniądze? Jeszcze nie przyszedł czas"
Mistrzowski poziom, na który weszły gdańskie Ladies, wiązał się z wieloma wyrzeczeniami i ciężką pracą na czterech treningach tygodniowo. Ale trofea nie przekonują zarządu klubu, który chce drużynę rozwiązać. Poszło o pieniądze. Zawodniczki złożyły za pośrednictwem klubu wnioski o stypendia sportowe fundowane przez Urząd Miasta Gdańsk. Ale szefowie Rugby Club Lechia Gdańsk nie nadali dokumentom właściwego biegu.
- Na 12 złożonych wniosków, siedem miało błędy merytoryczne. Trzy dziewczyny nie zdobyły mistrzostwa w 2013 roku, dwie trenują średnio, taką informację mam od trenera. Kolejne dwie mieszkają poza granicami kraju. Pomijając już nawet te błędy uważamy, że jeszcze nie przyszedł czas, żeby dziewczyny dostawały wynagrodzenie. To jeszcze nie jest ten etap i poziom - twierdzi Piotr Płoszaj, członek zarządu Rugby Club Lechia Gdańsk.
Według działacza, zawodniczki powinny być zadowolone z dotychczasowej pomocy, jaką otrzymały od klubu
- Nikt nie odejmuje im złotych medali, które zdobyły w pocie czoła i w pełni na to zasłużyły. Ladies trenowały w Lechii, dysponowały obiektami sportowymi, posiadały pełen sprzęt, pieniądze na wyjazdy itp. Teraz mówimy o stypendiach, a o konkretnie pensjach, a na to nie możemy sobie obecnie pozwolić. Druga drużyna mogła liczyć na jakieś środki dopiero po wielu latach – argumentuje Płoszaj.
Już nie zagrają?
Dziewczyny przekonują, że sukcesy to przede wszystkim wynik ich ciężkiej pracy wkładanej w treningi i mecze. – Rezygnujemy z wielu rzeczy, bo kochamy rugby i daje nam to wielką frajdę. Wywalczyłyśmy mistrzostwo Polski, część z nas jest w reprezentacji kraju. Nie rozumiemy, dlaczego tych wniosków po prostu nie przekazano dalej. To urząd miasta powinien rozstrzygać czy zasługujemy na stypendium czy nie – oburza się Laura Abucewicz.
Wszystko wskazuje na to, że niezwyciężone wojowniczki, tym razem będą musiały uznać wyższość przeciwnika, którym niespodziewania stały się władze klubu. Te zapowiedziały już likwidację żeńskiego zespołu, nawet nie ukrywając, że przyczyną jest wewnętrzny konflikt.
- W głównej mierze wynika on z oczekiwań Ladies wobec klubu. Są one wygórowane jak na ten etap organizacyjny i finansowy. Nie jesteśmy niestety klubem zawodowym – zauważa Płoszaj i dodaje, że zarząd klubu jest "zmęczony sytuacją", dlatego zdecydował się na radykalne rozwiązanie.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Laura Abucewicz