W niedzielę mieszkańcy Elbląga wybiorą nowe władze miasta. Poprzedników z Platformy Obywatelskiej odwołali w referendum. Przeciwnicy zarzucali im arogancję, niekompetencję, zły styl sprawowania rządów i "oderwanie od rzeczywistości".
Elbląg jest pierwszym polskim miastem, w którym mieszkańcy odwołali przed końcem kadencji zarówno prezydenta, jak i radę miasta. Frekwencja w kwietniowym referendum wyniosła 24 proc. Do urn poszło ponad 3/5 osób, które głosowały w wyborach władz gminy, dzięki czemu wyniki referendum były wiążące.
W zdecydowanej większości wyborcy zagłosowali za odwołaniem władz miasta.
Zburzony bastion PO
Odwołany prezydent Elbląga, Grzegorz Nowaczyk był politykiem Platformy Obywatelskiej, która miała też większość mandatów w tamtejszej Radzie Miasta. Do czasu referendum miasto uchodziło za bastion Platformy. To ugrupowanie w ostatnich wyborach parlamentarnych zdobyło w Elblągu blisko połowę głosów.
Inicjatorem referendum była grupa Wolny Elbląg, utworzona przez kilku elblążan pod koniec ubiegłego roku. W styczniu dostarczyła ona komisarzowi wyborczemu wniosek referendalny z podpisami poparcia ponad 10 tys. mieszkańców.
Stracili zaufanie
Członkowie grupy przekonywali wówczas, że krytyczną ocenę działalności elbląskiego samorządu podziela znacząca część mieszkańców. Zarzucali lokalnym władzom niekompetencję, arogancję i "utratę zaufania mieszkańców". Mówili o rozgrzebanych remontach głównych ulic i chaosie inwestycyjnym.
Jednym z głównych zarzutów było to, że "władze nie liczą się z najbiedniejszymi, wprowadzając blisko 100-procentową podwyżkę czynszu za mieszkania komunalne". Od 1 stycznia 2013 r. stawkę bazową czynszu podniesiono do 8,09 zł za mkw. z 4,14 zł za mkw.
Władza oderwana od rzeczywistości
Zmiany dotknęły 23,3 tys. osób. Podwyżka była elementem zaakceptowanego przez radnych Nowego Programu Mieszkaniowego. Zakładał on także oddłużenie mieszkań komunalnych. Po zapowiedziach podwyżek wielu najemców zdecydowało się wykupić zajmowane mieszkania.
- Jak mówiliśmy, że taka podwyżka jest za wysoka i nie powinna przekroczyć 30 proc., to mówiono, że jesteśmy oszołomami - wspomina jeden z założycieli grupy Wolny Elbląg Kazimierz Falkiewicz. Jego zdaniem referendum się powiodło, bo miejscowa władza "absolutnie oderwała się od rzeczywistości".
"Bizantyjski przepych"
Według Falkiewicza prezydent Nowaczyk nie próbował przekonywać mieszkańców do swojej wizji rozwoju miasta. Nie docierał do ludzi, żeby szukać akceptacji dla swych zamierzeń.
Zadłużenie Elbląga sięga obecnie 56 proc., przy ustawowym limicie 65 proc. Przeciwnicy Nowaczyka mówili o "bizantyjskim przepychu" inwestycji prowadzonych za jego kadencji, które nie pasowały do regionu o wysokim bezrobociu i emigracji zarobkowej. Wypominano mu nie tylko "totalnie rozkopane miasto", ale także przeprowadzony za blisko 500 tys. zł na początku kadencji remont ratuszowych gabinetów, wyjazdy do Chin i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Gwóźdź do trumny? Mieszkanie dla kuzynki
Zdaniem posłanki Elżbiety Gelert, obecnej szefowej elbląskich struktur PO przyczyną porażki Nowaczyka był właśnie sposób sprawowania władzy oraz "postawienie na niewłaściwe priorytety" w kierowaniu miastem. Jak oceniła, zabrakło rzetelnego przepływu informacji, a oczekiwania mieszkańców mijały się z decyzjami samorządu.
Według Gelert "gwoździem do trumny" lokalnej władzy okazała się sprawa mieszkania kuzynki jednego z wiceprezydentów. Zamieniła ona swoje własnościowe mieszkanie na dużo większe komunalne i chciała je wykupić z bonifikatą.
Bronili się oskarżeniami
Sposób zamiany nie naruszał przepisów, ale wywołał wątpliwości natury etycznej. Sprawę ujawnił ówczesny radny PiS Jerzy Wilk, a tuż przed referendum podchwyciły lokalne media. Na jednym z portali pojawiły się także niepotwierdzone zarzuty, że ZBK zleca różne prace firmom rodzinnie powiązanym z władzami miasta.
Zdaniem Jerzego Wilka największą wizerunkową kompromitacją władz miasta było jednak bezpodstawne oskarżenie grupy referendalnej o kradzież prądu w zajmowanym przez nią biurze. Taką nieprawdziwą - jak się potem okazało - informację rozesłało do mediów biuro prasowe magistratu.
Unikali sporów, żeby nie zwiększyć frekwencji
Po przegranym referendum prezydent Nowaczyk uznał za błąd przyjęcie taktyki nieodpowiadania na zarzuty zwolenników referendum. Doradzili mu to specjaliści od marketingu, którzy uznali, że angażowanie się w medialne spory może niepotrzebnie wpłynąć na zwiększenie frekwencji w referendum.
Podczas kampanii referendalnej lokalne media sugerowały, że za próbą odwołania miejskich władz z PO może stać Ruch Palikota. Pełnomocnik grupy Wolny Elbląg Kazimierz Falkiewicz był kiedyś członkiem tej partii. Inny z założycieli grupy Lech Kraśniański pełnił funkcję wiceprzewodniczącego elbląskich struktur RP. Kampanię referendalną wspierali oficjalnie politycy RP i PiS.
Największa porażka Platformy
Wynik elbląskiego referendum komentatorzy polityczni uznali za jedną z największych lokalnych porażek Platformy. Zaraz po przegranej Nowaczyk ustąpił z funkcji szefa tej partii w Elblągu. Władze krajowe PO zażądały wówczas od szefa regionu warmińsko-mazurskiego raportu o powodach utraty władzy w elbląskim samorządzie.
W ostatnich dniach kampanii mieszkańcy Elbląga przeżywają najazd polityków:
Autor: md/roody / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA 3.0) | Paweł Sutkowski