"Żyję tu 24 lata i nigdy tyle śmieci nie widziałem"


Niedziałająca komunikacja miejska, stosy śmieci na ulicach, sparaliżowane urzędy i szpitale. Część Greków nieustannie protestuje przeciw oszczędnościom forsowanym przez rząd. Jednak zdecydowana większa część mieszkańców kraju cierpi z powodu niezliczonych akcji związkowców. Ich życie jest regularnie paraliżowane, gdy strajkują kolejne służby, np. oczyszczania miasta. Jak mówi jeden z żyjących w Atenach Polaków, nigdy nie widział tam takich gór śmieci.

W ciągu ostatnich miesięcy protestowali już m.in. taksówkarze, urzędnicy skarbowi, celnicy, pracownicy transportu miejskiego, służby oczyszczania miasta, telekomunikacji, kontrolerzy lotów, lekarze, dentyści, energetycy i dziennikarze.

W środę Grecję sparaliżował kolejny, rozpoczęty tego dnia, dwudniowy strajk generalny przeciwko posunięciom oszczędnościowym socjalistycznego rządu premiera Jeorjosa Papandreu. To już piąty strajk generalny od początku roku i drugi dwudniowy od końca czerwca.

Przedstawiciele środowisk polonijnych w Grecji mówią, że zwykli, niezaangażowani w protesty mieszkańcy Grecji z coraz większym trudem funkcjonują w warunkach permanentnego paraliżu instytucji państwowych

Rozbite miasto

Odbywające się raz po raz, głównie w Atenach, demonstracje oznaczają dla mieszkańców nie tylko paraliż komunikacyjny części stolicy. Protesty nierzadko przybierają gwałtowny przebieg. Dochodzi do regularnych starć między ich uczestnikami, a policją, która używa gazu łzawiącego i siły. Manifestanci podejmują próby zajmowania budynków ministerstw, okupują miejskie place i blokują drogi.

Kiedy organizowane są manifestacje, miasto zostaje dosłownie przecięte na pół, na stronę północną i południową. Nie sposób wtedy przedostać się przez tą pięciomilionową metropolię. Marzanna Geisler

Ponadto dyrekcja szkoły obawia się o zdrowie dzieci. Zdaniem dyrektor szkoły, nawet gdyby zorganizowano specjalne autobusy dowożące dzieci, istnieje uzasadniona obawa, że podczas przejazdu przez miasto mogłyby zostać zaatakowane przez agresywnych demonstrantów. - Prywatni przewoźnicy są napastowani przez związkowców, więc nie będziemy ryzykować - tłumaczy Geisler.

Jej samej pokonanie samochodem 10-kilometrowego odcinka do pracy zajmuje w normalnej sytuacji kilkanaście minut, a w czasie strajków nawet do 2-2,5 godz. - Kiedy organizowane są manifestacje, miasto zostaje dosłownie przecięte na pół, na stronę północną i południową. Nie sposób wtedy przedostać się przez tą pięciomilionową metropolię - tłumaczy Geisler.

Dysfunkcja państwa

O trudnościach codziennego funkcjonowania w Atenach opowiada też prezes Zrzeszenia Polaków w Grecji "Mieszko" Ryszard Gruda. Szczególnie bulwersuje go sprawa wywozu nieczystości miejskich. - Żyję w Grecji 24 lata i nigdy tyle śmieci nie widziałem - mówi Gruda.

Polak oburza się, że do tak prozaicznych kwestii wykorzystywani są policjanci. - Policja zamiast pilnować porządku zajmuje się ochroną prywatnych śmieciarek, które są podpalane. Policja nie jest wykorzystywana do tych celów, co potrzeba - mówi prezes Zrzeszenia.

Zdaniem Grudy, w dobie strajków służby porządkowe powinny skoncentrować się na zabezpieczaniu demonstracji. Zwłaszcza, że w pogrążonej w chaosie Grecji, coraz częściej słychać o ciężkich przestępstwach, morderstwach czy napadach. - Państwo nie funkcjonuje na wszystkich szczeblach - podsumowuje grecką rzeczywistość Gruda.

Męczące zdrowie

Poza strajkami kierowców transportu miejskiego szczególnie dotkliwe dla mieszkańców Grecji są protesty pracowników szpitali. Wprawdzie lekarze nie zawieszają swojej działalności, jednak bez skrupułów robi to administracja ośrodków służby zdrowia.

Przekonała się o tym osobiście dyrektor Geisler, która miała niedawno styczność ze szpitalną administracją. - Przykładowo od godziny 11 do 13 strajkują ci, którzy dokonują wypisu i w efekcie na załatwienie formalności trzeba czekać cały dzień - mówi Polka.

Prowincjonalny spokój

Im dalej od centrum kraju, tym słabiej są odczuwane skutki strajków. Prezes Związku Polaków Prowincji Dodekanez na Rodos Maria Teresa Frarakis przyznaje, że na wyspie "nie odczuwa się efektów strajków". Jedyną istotną niedogodnością są przerwy w dostawie benzyny. Mimo iż na wyspie również dochodzi do strajków pracowników portów, szkół, aptek czy szpitali, tutejsi mieszkańcy zdają się znosić je prawie bezproblemowo.

Frarakis tłumaczy, że mimo tych ograniczeń "wyspiarze" nie czują się "uwięzieni" i chociaż środki transportu funkcjonują z opóźnieniem, to zawsze jest możliwość wydostania się z Rodos, chociaż "zajmuje to więcej czasu niż zwykle".

Optymizm Greków z Rodos wynika prawdopodobnie z bardzo dobrej kondycji najważniejszego sektora tutejszej gospodarki, turystyki. - Tegoroczny sezon był bardzo dobry - ocenia Frarakis. - Nasze taksówki i autobusy normalnie funkcjonują i nie mają wiele wspólnego ze związkami strajkującymi w Atenach - mówi prezes Związku i tłumaczy, że ludzie zdają sobie sprawę, że turystyka to ich jedyne wyjście z kryzysu.

Co zrobić?

Doskonale ich rozumiem. To jest jedyna możliwość ich protestu i zamanifestowania, że dzieje im się krzywda. Marzenna Geisler

Jak mówi Polak, częstotliwość strajków odbywających się od zeszłego roku, mogła wpłynąć na zobojętnienie Greków wobec ciągłych utrudnień i wyrobić w nich swoiste mechanizmy przystosowania. - Jest to normalność, choć nienormalność - określa życie codzienne Greków Gruda.

Również dyrektor Geisler wskazuje na fenomen dużej tolerancji społeczeństwa dla strajków. - Doskonale ich rozumiem. To jest jedyna możliwość ich protestu i zamanifestowania, że dzieje im się krzywda - mówi o strajkujących.

Źródło: PAP