14-letni Umar Fidai na początku kwietnia miał zdetonować bombę w pakistańskiej świątyni, w której modliły się tysiące osób. Wierzył, ze dzięki temu trafi do raju. Ładunek, który miał przymocowany do kamizelki, jednak nie wybuchł i chłopak przeżył. W wywiadzie dla BBC mówi, ze żałuje tego, co robił. - Jestem wdzięczny, bo zostałem uratowany przed piekłem - mówi Umar. I dodaje: - Jest mi bardzo przykro i wstyd. Mam nadzieję, że ludzie mi wybaczą.
- Myślałem tylko o tym, że muszę zdetonować bombę, którą miałem na sobie, jak najbliżej dużej grupy ludzi. Kiedy wiedziałem, że nadszedł ten właściwy moment, byłem bardzo szczęśliwy - opowiada 14-letni Umar Fidai, który miał przeprowadzić zamach razem z drugim nastolatkiem Ismailem. - Myślałem, że tylko przez chwilę będę cierpiał, a potem trafię do nieba - tłumaczy.
"Jeśli ich zabije trafię do nieba"
- Plan był taki, że Ismail zdetonuje ładunek w świątyni. A ja poczekam, aż przyjedzie pogotowie i wtedy doprowadzę do wybuchu, żeby zabić więcej ludzi - opowiada Umar. Jednak plan się nie powiódł. Bomba przymocowana do chłopca nie wybuchła prawidłowo. Nastolatek stracił rękę i był ogłuszony. Wtedy, jak relacjonuje, sięgnął po granat. - Obok stało trzech policjantów. Pomyślałem, że jeśli granat wybuchnie i zabije ich i mnie, też trafię do nieba - mówi nastolatek. Jednak kiedy policjanci zobaczyli, że chłopak trzyma w ręce granat, postrzelili go.
"Zostałem uratowany przed piekłem"
Umar opowiada, że był przekonany, iż postępuje właściwie. Zrozumiał swój błąd dopiero w momencie, kiedy po nieudanym zamachu policjant zdjął z niego kamizelkę pokrytą materiałami wybuchowymi, a karetka zabrała go do szpitala. - Jestem wdzięczny, bo zostałem uratowany przed pójściem do piekła - mówi Umar. - Teraz bardzo cierpię i wiem, że skrzywdziłem bardzo wielu ludzi, wielu z nich ciężko rannych leży teraz w szpitalu. Jest mi wstyd i przykro za to, co zrobiliśmy. To było złe. Teraz wiem, że zabijanie ludzie jest sprzeczne z regułami islamu. Mam nadzieję, że ludzie mi wybaczą - tłumaczy nastolatek.
"Serce podpowiedziało mi, że powinienem się do nich przyłączyć"
Umar Fidai urodził się i chodził do szkoły w miasteczku w północno-zachodniej części Pakistanu, niedaleko granicy z Afganistanem. Tam - jak opowiada - talibowie namówili go do tego, by stał się zamachowcem. - Powiedzieli mi, że nie ma sensu chodzić do szkoły, bo nie ma nic lepszego niż raj, i że można do niego trafić zabijając niewiernych. Talibowie ciągle się modlili, czytali Koran, więc myślałem, że to dobrzy ludzie. Moje serce podpowiedziało mi, że powinienem się do nich przyłączyć - opowiada nastolatek. I dodaje, że talibowie szkoli go pokazując mu broń i materiały wybuchowe.
W stanie krytycznym
Umar jest w stanie krytycznym, jego życie wciąż zagrożone. Obawia się też, że w każdej chwili mogą przyjść do niego talibowie, żeby zabić go za to, że zamach, który miał przeprowadzić, nie udał się.
Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: AFP