Konwój wiozący prezydentów Polski i Gruzji został ostrzelany na górskiej drodze w Gruzji prowadzącej do granicy z Osetią Południową. Kamery dziennikarzy zarejestrowały moment, w którym padły strzały.
Jak mówił jadący w prezydenckim konwoju Wojciech Bojanowski, w oznakowanej kolumnie znajdowało się 5-8 samochodów. Za samochodem gruzińskiej policji jechała limuzyna z prezydentami Kaczyńskim i Saakaszwilim.
Prezydent chciał się przekonać
Prezydenci chcieli zobaczyć jeden z obozów dla uchodźców przy granicy z Osetią Południowej. Jak poinformował prezydent Lech Kaczyński po strzelaninie, głowy państw pojechały na tamte tereny, bo Gruzini chcieli pokazać, że Rosjanie nie respektują postanowień traktatu pokojowego i okupują terytorium Gruzji.
Konwój zostały zatrzymany na jednym z posterunków przez rosyjskich żołnierzy.
Strzały w kierunku konwoju
- Nagle - mówił Wojciech Bojanowski - usłyszeliśmy strzały. Dziennikarze usłyszeli, że mają położyć się na ziemi. Ze wstępnych informacji wynika, że strzały padły w stronę konwoju i natychmiast oddała je również ochrona kolumny.
Potem minister z Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński poinformował, że zostały oddane trzy serie z karabinu maszynowego.
Prezydentom nic się nie stało
Nie wiadomo na razie kto oddał strzały. Jak mówił, Wojciech Bojanowski, konwój już bezpieczny, wrócił do Tbilisi. Wcześniej prezydenci - ze względów bezpieczeństwa - zmienili samochód.
Na naprędce zorganizowanej konferencji prasowej po incydencie, prezydent Kaczyński mówił: - Zachowałem zimną krew, choć sytuacja wyglądała na dość groźną. Prezydent dodał, że usłyszał kilka strzałów z kałasznikowa. Te słowa również relacjonowali nasi reporterzy Wojciech Bojanowski i Justyna Bajer jako pierwsi:
Kaczyński prosi o pomoc dla Gruzji
Prezydent Gruzji Michail Saakaszwili powiedział, że zaprosił innych europejskich przywódców, aby zobaczyli, jak Rosja nie przestrzega pokojowych porozumień. Prezydent Kaczyński przystał na ten plan.
- Uważam, że zadaniem kogoś, kto czuje się sojusznikiem Gruzji i reprezentuje państwo Unii i NATO, było zobaczyć to miejsce - powiedział dziennikarzom prezydent.
- Ledwo dwóch prezydentów wyszło z samochodu, poszło kilka serii - relacjonował. - Najpierw przyglądałem się temu, żeby zobaczyć, co się dzieje, potem podszedłem do prezydenta Saakaszwilego, poszliśmy wolnym krokiem i zmieniliśmy samochody. Nie sądziłem, żeby było zagrożenie. Nie potrafię powiedzieć, gdzie padły strzały, w ziemię, powietrze, czy do kogoś. Było ciemno - dodał Lech Kaczyński.
Sakaszwili mówił polskim dziennikarzom po zdarzeniu, że jeśli ktokolwiek w Europie miał złudzenia, że Rosja zmieniła swoje postępowanie, "to niech tu przyjadą i sami zobaczą". Jak podkreślił gruziński przywódca, Lech Kaczyński "był tak odważny, że widział to na własne oczy".
- Nie sądzę, żeby wydarzyło się coś wyjątkowego. To zdarza się tutaj ludziom niemal codziennie (...) To są siły okupacyjne - powiedział prezydent Gruzji.
- To, co jest najważniejsze, to jeżeli ktokolwiek w Europie ma jakiekolwiek iluzje, że Rosjanie zmienili swoja postawę, niech przyjedzie i zobaczy - dodał.
Lech Kaczyński dodał jeszcze, że prezydenci pojechali w kierunku posterunku, przed którym ich zatrzymano, żeby zobaczyć, gdzie są Rosjanie.
- Zatrzymaliśmy się nie na samym posterunku, ale kilkadziesiąt metrów przed nim. Najpierw usłyszałem jakieś wrzaski, potem serię z broni maszynowej - powiedział prezydent.
"To terytorium gruzińskie"
Prezydencki minister Michał Kamiński w wypowiedzi dla TVN24 dodał, że według mapy drogowej miejscowość Alkhgori, w której doszło do ostrzału, powinna być w rękach Gruzinów. Kolumna natrafiła jednak na posterunek żołnierzy rosyjskich. - Ta wioska bezwzględnie powinna być pod kontrolą gruzińską - mówił minister dla TVN24.
Kamiński dodał, że wizyta w Alkhgori nie była planowana.
Kaczyński nie przerwał wizyty
Po zdarzeniu rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Piotr Paszkowski zapewnił, że wizyta prezydenta Kaczyńskiego będzie kontynuowana. Potwierdzał to również minister Michał Kamiński. Także szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak informował, że jego biuro wraz ze stroną rządową monitoruje sytuację.
Władze Osetii Południowej odcinają się od strzelaniny - twierdzą że nie mają z nią wspólnego. Rzeczniczka prezydenta Gruzji natomiast, o strzały oskarża stronę rosyjską.
Do Gruzji prezydent Lech Kaczyński pojechał na obchody piątej rocznicy bezkrwawej Rewolucji Róż.
Polko: Gruzja będzie musiała to wyjaśnić
Zdaniem generała Romana Polko, byłego szefa jednostki specjalnej GROM, odpowiedzialność za incydent spoczywa na stronie Gruzińskiej. - Z pewnością gospodarz będzie musiał wyjaśnić dlaczego stało się coś co nie miało prawa się stać. Obojętnie czy strzały, które padły były ostrzegawcze czy wymierzone w kierunku konwoju - mówi Polko.
Według generała, nawet jeśli podróż do obozu uchodźców nie była wcześniej zaplanowanym punktem wizyty prezydenta Kaczyńskiego, to nigdy dwie głowy państwa nie poruszają się po terenie, który nie został wcześniej sprawdzony przez odpowiednie służby. Jak dodał Polko incydent nie był przypadkiem. - Z pewnością są siły, którym zależy by pokazywać, że Gruzja jest krajem niestabilnym. Taka sytuacja to ich sukces - stwierdził.
"Tam nie musi być niebezpiecznie"
Zdaniem Krzysztofa Dąbrowskiego z portalu kaukaz.pl, mimo incydentu, w samej Gruzji nie musi być teraz niebezpiecznie. Według niego, niektóre z części kraju, w tym również okolica, w której doszło do ostrzału, mogą być bardziej niebezpieczne, bo są głównymi szlakami transportowymi w kierunku Morza Czarnego. Przy nich, grasować mogą uzbrojeni przestępcy.
Źródło: tvn24.pl