Nurek uczestniczący w akcji wydobywania ciał pasażerów promu, który zatonął u wybrzeży Korei Południowej, zmarł po tym, jak stracił pod wodą przytomność.
Nurek zszedł pod wodę, by naprawić uszkodzone liny w jednej z części promu. Pięć minut po rozpoczęciu nurkowania stracono z nim kontakt radiowy. Z pomocą pospieszyły mu inne osoby znajdujące się w pobliżu wraku. Wydobyły go na powierzchnię, ale mężczyzna już nie oddychał. Jego śmierć orzekli lekarze w szpitalu kilkadziesiąt minut później.
Poszukiwania trwają prawie miesiąc
Nurek pracował dla firmy wyznaczonej przez południowokoreański rząd do przeprowadzenia akcji poszukiwawczej. Uczestniczył w niej od początku.
Prom wycieczkowy Sewol zatonął 16 kwietnia, 20 km na południowy-zachód od Seulu. Na jego pokładzie przebywało wtedy 476 pasażerów i członków załogi. W wyniku kardynalnych błędów jakie popełniła ta ostatnia i - jak wszystko na to wskazuje - niewystarczającej liczby łodzi ratunkowych - uratowały się tylko 174 osoby.
Na promie w chwili katastrofy było 339 licealistów. Wciąż trwają poszukiwania ciał 39 z nich. Do wtorku wydobyto z wraku 263 ciała.
Autor: adso\mtom\kwoj / Źródło: Reuters