To był najczarniejszy dzień w historii Kenii od 1998 roku i ataku na ambasadę Stanów Zjednoczonych w Nairobi. W czwartkowym ataku terrorystów z islamistycznej grupy al-Szabab na uniwersytet w mieście Garissa zginęło 147 osób, a 69 zostało rannych. Terroryści, którzy przybyli z Somalii w pięciosobowej ekipie, tym razem działali inaczej niż w przeszłości - pisze kenijski dziennik "Daily Nation", analizując atak i policyjną obławę na islamistów.
Wydawało się, że wiedząc o niebezpieczeństwie, uda mu się zapobiec. Niestety, kenijskie władze obawiające się zamachu od dwóch tygodni - mimo informowania instytucji publicznych o tym, że istnieje prawdopodobieństwo przedarcia się z Somalii islamistów z al-Szabab lub uderzenia związanej z grupą innej komórki działającej w samej Kenii - nie uchroniły swoich obywateli przed śmiercią.
W czwartek o świcie pięciu islamistów z al-Szabab wdarło się na teren uniwersytetu w mieście Garissa na wschodzie kraju i w ciągu trwającego prawie 20 godzin oblężenia zabiło 147 osób i raniło 69. Bilans ofiar poraża, bo na uczelni uczyło się 815 studentów, a jej kadrę stanowiło 60 osób.
Napastnicy z al-Szabab
Islamiści wdarli się na teren kampusu przez główną bramę, zabijając najpierw dwóch strażników. Potem wbiegli na plac między kilkoma budynkami, strzelając na oślep do wszystkich napotkanych osób. Przy jednym z budynków stało kilku policjantów. Terroryści ich zaatakowali, co najmniej dwóch ranili i oddział się wycofał. W tym czasie strzały obudziły część studentów śpiących w akademikach. Ci, którzy zorientowali się w sytuacji, zaczęli dzwonić lub wybiegli w poszukiwaniu studentów znajdujących się w innych miejscach kampusu, by ostrzec ich przed niebezpieczeństwem.
Terroryści po kilkunastu minutach wiedzieli już, że kampus znajduje się pod ich kontrolą. To wtedy - jak pisze kenijski dziennik "Daily Nation" - zaczęli działać inaczej niż do tej pory.
Al-Szabab od kilkunastu lat, gdy działa w Somalii, Kenii i kilku innych sąsiadujących krajach, atakuje bowiem, mając jeden cel: zabicie jak największej liczby ofiar w jak najkrótszym czasie. Nigdy nie biorą zakładników. Islamiści, którzy w pięcioosobowej grupie zaatakowali też centrum handlowe w Nairobi w 2013 r., zabijając w nim prawie 70 osób, strzelali na oślep do momentu, gdy na miejscu pojawiła się policja i całą uwagę skupili na funkcjonariuszach, zostawiając wtedy "w spokoju" ludzi uwięzionych w sklepach. W czwartek w Garissie było inaczej.
Chrześcijańscy zakładnicy
Islamiści weszli na kampus, wiedząc, że wezmą zakładników. Po jego opanowaniu i wtargnięciu do jednego z akademików dwaj strzelcy weszli bowiem na dach i zajęli pozycje, jakie zajmują w czasie akcji snajperzy. Gdy policja przybyła na miejsce, zadaniem dwóch terrorystów na dachu było spowalnianie działań policji i armii, które próbowały wejść na teren uniwersytetu. W tym czasie trzech innych napastników w zajętym akademiku, w którym przebywało ponad 300 studentów i studentek, rozpoczęło selekcję.
Chrześcijanie w Kenii stanowią ok. 80 proc. populacji. Muzułmanie to zaledwie 8-9 proc. obywateli.
Terroryści rozmawiali po kolei z zakładnikami, dowiadując się od nich, kto jest muzułmaninem, a kto chrześcijaninem. Muzułmanów napastnicy wypuszczali. Wszystkich chrześcijan pozostawili w zamknięciu.
147 zabitych, 69 rannych
Dziennik "Daily Nation" pisze, że "wszystko trwało zbyt długo". Policja i armia przybyły na miejsce już 20-30 minut po zamachu, a szturmu nie udało się zaplanować przez całe godziny. Nie wiadomo, z czego to wynikało, ale terroryści korzystali z tej sytuacji przez cały dzień.
Powoli, systematycznie, przeprowadzali kolejne egzekucje. W ciągu kilkunastu godzin zabili 147 osób. Kolejne 69 ranili. Część zakładników cudem uniknęła śmierci. Jeden ze świadków masakry, który wyskoczył z okna na dach i spadł kilka metrów w dół na ziemię, uciekając przed kulami, opowiedział kenijskim mediom o tym, że "terroryści chodzili korytarzami akademika między leżącymi na nich dziesiątkami zwłok".
Trwało to cały dzień.
W końcu, po godz. 21.00 kenijskie MSW poinformowało, że szturm rozpoczęty przez policję chwilę wcześniej powiódł się. Zginęli czterej terroryści, a piąty został schwytany, gdy próbował uciec. Kenijskie media zwracają uwagę na to, że do końca dnia źródła rządowe zaniżały dane o zabitych, na pierwszej konferencji prasowej po zakończeniu akcji mówiąc, że jest "wielu zabitych", a później, że jest ich ponad 70. Co więcej, świadkowie słyszeli jeszcze późnym wieczorem strzały na terenie kampusu i wciąż nie wiadomo, dlaczego padały.
Zamach w Garissie to najtragiczniejszy atak terrorystyczny w Kenii od czasu zdetonowania kilku ton ładunków wybuchowych pod ambasadą Stanów Zjednoczonych w Nairobi, 7 sierpnia 1998 r. Tego dnia w zamachu zginęło 211 osób, a około czterech tysięcy zostało rannych.
Autor: adso / Źródło: "Daily Nation", Reuters