W Gruzji nadal wrze. Ponad 150 tys. przeciwników prezydenta Micheila Saakaszwilego wyszło na ulice Tbilisi. Protestujący zgromadzeni przed gmachem parlamentu domagają się ustąpienia głowy państwa i ogłoszenia wcześniejszych wyborów. Tymczasem, jak podaje agencja AFP, 60 opozycjonistów trafiło w nocy ze środy na czwartek do aresztu. Władze zaprzeczają tym doniesieniom.
Manifestującym nie podoba się sposób prowadzenia polityki przez urzędującego prezydenta. - Jestem tu, żeby zaprotestować przeciwko nieznośnym warunkom życia, gwałceniu praw człowieka i żeby domagać się dymisji Saakaszwilego. To jedyne rozwiązanie - powiedział 40-letni adwokat, jeden z protestujących.
Wcześniej przywódcy opozycji zapowiadali, że w czwartek w Tbilisi rozpoczną się kilkudniowe antyprezydenckie demonstracje, w których udział weźmie co najmniej 100 tysięcy ludzi. Według władz na ulice stolicy wyszło w czwartek ok. 30-40 tys. Organizatorzy mówią o ponad 150 tys.
"By ustąpili ci, którzy szkodzą"
- Nie mamy innego wyjścia, jak tylko tkwić tutaj do końca, aż judasz gruzińskiej polityki zrezygnuje - powiedział do zgromadzonego tłumu Lewan Gaczecziładze, kandydat opozycji w styczniowych wyborach prezydenckich.
Salome Zurabiszwili - była szefowa dyplomacji i jedna z organizatorek akcji protestu - powiedziała, że opozycji "nie pozostaje nic innego, jak domagać się ustąpienia tych, którzy szkodzą krajowi".
Przeciwko wojnie i prezydentowi
Duża część opozycji zaostrzyła krytykę Saakaszwilego po sierpniowej wojnie z Rosją o Osetię Południową - separatystyczną republikę, która wraz z drugim regionem - Abchazją - została uznana przez Moskwę za niepodległe państwo.
Opozycja zarzuca Saakaszwilemu nieodpowiednie działania w czasie sierpniowego konfliktu z Rosją, a także prześladowania opozycji, kontrolę mediów i brak posunięć w walce z biedą.
Przejawiający chęć obalenia prezydenta opozycjoniści są jednak bardzo podzieleni i nie mają wspólnego programu. Główna partia opozycyjna chrześcijańskich demokratów odmówiła udziału w manifestacjach.
A zwolennicy na to...
Zwolennicy Saakaszwilego chwalą jego reformy i uważają, że apele opozycji o wybory przedterminowe nie mają podstaw.
Mam nadzieję, że liderzy opozycji rozumieją, że należy uniknąć takiego scenariusza. Dawid Bakradze, przewodniczący parlamentu o wydarzeniach z początku lat 90.
Saakaszwili został wybrany ponownie na prezydenta Gruzji w styczniu roku 2008, a jego partia, która ma większość w parlamencie, zdobyła ją w wyborach w maju tego samego roku.
Przewodniczący parlamentu Dawid Bakradze podkreślił, że nie można zmieniać wyników wyborów tylko dlatego, że nie podobają się niektórym siłom politycznym. Przy okazji przestrzegł opozycję przed niebezpieczeństwem aktów przemocy. Przypomniał wydarzenia z początku lat 90., gdy w Gruzji doszło do wojny domowej. - Mam nadzieję, że liderzy opozycji rozumieją, że należy uniknąć takiego scenariusza.
Niezależni analitycy są zdania, że szanse opozycji na doprowadzenie do ustąpienia prezydenta są minimalne, bowiem w społeczeństwie nie ma silnych nastrojów antyrządowych.
Według sondażu przeprowadzonego w marcu przez Międzynarodowy Instytut Republikański zaledwie 28 proc. Gruzinów opowiada się za odejściem Saakaszwilego, a 51 proc. uważa, że krajowi jest niezbędna "jedność i cierpliwość".
Źródło: Reuters, PAP, newsru.com