W Brazylii zatrzymano dwóch mężczyzn w związku ze śmiercią aktywistki Marielle Franco. Doszło do tego niemal równo rok po tym, jak Franco i jej kierowca zostali zastrzeleni podczas jazdy samochodem w Rio de Janeiro. Zabójstwo wywołało w Brazylii masowe protesty.
Marielle Franco i jej kierowca Anderson Gomes zostali zastrzeleni w Rio de Janeiro 14 marca 2018 roku: kobieta została postrzelona cztery razy w głowę, trzy kule sięgnęły natomiast jej kierowcy Andersona Gomesa. Wydarzenie przeżył asystent aktywistki, który w wyniku ostrzelania auta został ranny.
Zabójstwo precyzyjnie przeprowadzone
Franco wracała wówczas z panelu poświęconego kwestii czarnych Brazylijek walczących o równouprawnienie.
Podwójne morderstwo, od początku wyglądające na zaplanowaną egzekucję, wywołało masowe protesty w Brazylii. Największe miały miejsce w Rio de Janeiro i Sao Paulo.
Policja podaje, że zatrzymani w tej sprawie są byłymi policjantami, zidentyfikowanymi jako emerytowany funkcjonariusz Ronnie Lessa i wyrzucony ze służby Elcio Vieira de Queiroz. Pierwszy z nich oskarżony jest o oddanie strzałów, drugi zaś o prowadzenie samochodu, z którego przeprowadzili atak.
Śledczy twierdzą, że zabójstwo Franco było skrupulatnie przygotowywane przez trzy miesiące i przeprowadzone z niezwykłą precyzją, co ma wskazywać, że jej zabójcy byli w tym zakresie przeszkoleni. - Nie ulega wątpliwości, że Marielle Franco została ostatecznie zamordowana za swoją aktywność polityczną w obronie zasad, o które walczyła - uważają funkcjonariusze.
"Ile jeszcze osób ma zginąć..."
38-letnia Franco była charyzmatyczną działaczką społeczną, radną miejską od roku 2016, silnie angażującą się w walkę z przemocą na tle rasowym i z przemocą ze strony policji w stosunku do najbiedniejszych.
Dzień przed tym, jak została zastrzelona, opublikowała post na temat zabójstwa 23-letniego mężczyzny. Doszło do niego w faweli Manguinhos w Rio de Janeiro. Rodzina chłopaka winiła wówczas za jego śmierć policję.
"Ile jeszcze osób ma zginąć, zanim ta wojna się skończy?" - pytała wówczas Franco.
Aktywistka sama pochodziła z faweli de Mare - leżącej na północy miasta, jednej z najniebezpieczniejszych w Rio de Janeiro. Ta rozległa dzielnica, położona w niedużej odległości od międzynarodowego lotniska i zamieszkana przez 140 tysięcy osób, od lat targana jest przemocą. Często dochodzi tam do starć pomiędzy gangami handlarzy narkotyków a próbującą interweniować policją.
Autor: akw,mm / Źródło: BBC, Guardian