Karoline Leavitt skomentowała podczas poniedziałkowego briefingu w Białym Domu doniesienia m.in. "Washington Post" i CNN na temat pierwszego z serii zabójczych uderzeń na łodzie podejrzanych o przemyt narkotyków, który nastąpił 2 września. Siły USA miały wówczas zabić dwie osoby, które przeżyły pierwsze uderzenie rakietą i dryfowały na morzu, chwytając się wraku.
Rzeczniczka Białego Domu potwierdziła, że rozbitkowie zostali zabici.
- Prezydent Trump i sekretarz Hegsett jasno dali do zrozumienia, że wyznaczone przez prezydenta "grupy narkoterrorystyczne" podlegają śmiercionośnym atakom zgodnie z prawem wojny. 2 września Sekretarz Hegseth upoważnił admirała Bradleya do przeprowadzenia tych kinetycznych ataków. Admirał Bradley działał zgodnie ze swoimi uprawnieniami i prawem nakazującym przeprowadzenie ataku, aby zapewnić zniszczenie łodzi i wyeliminowanie zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych Ameryki - dodała Leavitt.
Rzeczniczka Białego Domu: prezydent ma do tego prawo
Leavitt stwierdziła, że prezydent ma prawo "zlikwidować" przemytników , "jeśli zagrażają Stanom Zjednoczonym Ameryki i jeśli przewożą nielegalne narkotyki, które zabijają naszych obywateli w rekordowym tempie".
Dopytywana, czy Pentagon po tym incydencie zmienił politykę dotyczącą dobijania rannych - w przynajmniej dwóch późniejszych uderzeniach rozbitkowie byli ratowani - rzeczniczka odparła, że nic o tym nie wie.
Doniesienia o zabiciu rannych sprowokowały duże kontrowersje i oskarżenia o popełnienie przez wojsko zabójstwa lub zbrodni wojennej. Działania te potępiło kilku polityków Republikanów w Kongresie, zaś kierownictwo senackiej komisji ds. sił zbrojnych, z Republikaninem Rogerem Wickerem na czele, zapowiedziało wszczęcie dochodzenia w tej sprawie. Sam prezydent Trump w niedzielę stwierdził, że byłby przeciwny powtórnemu uderzeniu na zniszczoną łódź i rozbitków.
Autorka/Autor: ms
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters