Pragnący zachować anonimowość mężczyzna, który dwadzieścia lat przepracował na superjachtach, opowiedział dziennikowi "The Times" o ekstrawagancjach i wymaganiach ich właścicieli. Między innymi o milionerze, który lubił jeść świeże homary, ilekroć był na pokładzie. A ponieważ nigdy nie było wiadomo, kiedy się zjawi, musiały być gotowe codziennie.
Śnieżnobiałe pomieszczenia, lądowiska dla helikopterów, złota armatura w łazienkach. Drogie gadżety, nowoczesna broń. – To jest naprawdę inny świat, pełen przesadnego bogactwa i ekstrawagancji, w które trudno uwierzyć – opowiada dziennikowi "The Times" długoletni pracownik superjachtów.
Napletek wieloryba, wężowa skóra
Mogłoby się wydawać, że pod względem ekstrawagancji w wystroju wnętrz trudno będzie prześcignąć Arystotelesa Onassisa, legendarnego milionera, zmarłego w 1975 roku. Na należącym do niego jachcie miały znajdować się m.in. stołki pokryte napletkiem wieloryba. Ale współcześni milionerzy nie chcą pozostać w tyle. Jeden z posiadaczy jachtu miał sobie zażyczyć, by łazienka była wyłożona wężową skórą od podłogi do sufitu.
– Zdarza się, że miliarder zamawia jacht dłuższy o kilka metrów tylko po to, by jego jednostka była większa od statku konkurenta – opowiadał z kolei w rozmowie z "The Guardian" mężczyzna, który był kapitanem na kilku luksusowych jachtach. "Spotkałem się też z takimi 'gadżetami', jak dziesięcioosobowe łodzie podwodne czy zaawansowane narzędzia do mapowania dna morskiego".
Projektant jachtów Andrew Winch wspominał, że stworzył kiedyś replikę słynnej paryskiej cukierni Ladurée, tak by żona właściciela jachtu mogła delektować się na jachcie swoimi ulubionymi makaronikami bez względu na to, w którym zakątku świata przebywa.
Z kolei właściciel jachtu, słynący z tego, że nigdy nie zakłada dwa razy tej samej koszuli, nie rozumiał potrzeby posiadania szafy. Sam wyznawał zasadę: "Kupuję, noszę i wyrzucam", a załoga jego jachtu szorowała pokład w kaszmirowych swetrach od Armaniego.
– To nic w porównaniu do właściciela, którego poznałem w Australii – opowiada rozmówca "The Times". – Lubił jeść homary zawsze, gdy był na pokładzie, nigdy jednak nie uprzedzał załogi o swoim przybyciu. Więc kucharze przygotowywali świeżego homara codziennie.
Wykrywacz kłamstw w umowie
Miliarderzy dbają o to, by ich ekstrawagancje nie przedostawały się do mediów. Często pracownicy jachtu nie wiedzą nawet, do kogo on należy. – Zamieszczanie zdjęć jachtu w internecie może być traktowane jako przestępstwo, a załoga ma surowy zakaz rozmawiania z dziennikarzami – mówił w rozmowie z "The Guardian" kapitan, który w ciągu piętnastu lat pracował na kilku jachtach. – W jednej z umów znalazł się zapis mówiący, że pracownicy muszą wyrazić zgodę na testy wariografem – dodał.
Łamanie prawa i tworzenie własnego to jego zdaniem chleb powszedni na luksusowych jednostkach. "Czyszczenie pokładu ze śladów narkotyków, takich jak kokaina, bywa traktowane jak wymóg, zwłaszcza kiedy jacht przemieszcza się między europejskimi krajami, co wiąże się z ryzykiem przeprowadzenia kontroli przez służby celne".
Jak twierdzi rozmówca "The Guardian", tajemnicą poliszynela jest swoboda seksualna. Nie tylko regularne dowożenie prostytutek. – Przyjaciele pracujący na innych jachtach mówili, że kobiety z załogi były zmuszane do regularnych badań pod kątem chorób przenoszonych drogą płciową. Niektórzy użytkownicy jachtów wymieniają seks na prezenty, na przykład luksusowe zegarki – stwierdził mężczyzna.
Arsenał i obrona przed piratami
Jachty otacza aura tajemnicy, która podsyca tworzenie teorii spiskowych. Choć rozmówca "The Times" twierdzi, że opowieść o obronie przeciwlotniczej na jachcie Romana Abramowicza nie jest prawdziwa, to dodaje: – Nie zapomnę historii opowiedzianej przez jednego z kapitanów o tym, jak musiał rozmieścić na jachcie cały arsenał, by zabezpieczyć się przed atakiem uzbrojonych w kałasznikowy piratów, pędzących w jego kierunku na Morzu Arabskim.
Źródło: The Times, The Guardian
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock