Większość pasażerów autokaru, który w niedzielę uległ wypadkowi na Węgrzech, nadal przebywa w szpitalach. Ci, którzy decyzją lekarzy mogli je opuścić, są przewożeni do hotelu, gdzie czeka zastępczy autokar. Nie wyjechał on jeszcze do Polski. Bielska prokuratura natomiast rozpoczęła w poniedziałek postępowanie wyjaśniające w sprawie wypadku. Polscy śledczy prowadzą tę sprawę równolegle z węgierskimi organami ścigania.
W niedzielę około godziny szóstej rano w okolicy miejscowości Kiskunfélegyháza na południu Węgier doszło do wypadku polskiego autokaru z tyską rejestracją, wiozącego polskich turystów z Bułgarii do kraju. Jechało nim 46 osób, wśród nich dwóch kierowców. Jeden z pasażerów zginął na miejscu, trzy osoby doznały poważniejszych obrażeń.
Zastępczy autokar czeka na Polaków
Tego samego dnia po południu na miejsce dotarł inny autokar, mający zabrać do Polski pasażerów, którzy nie doznali poważniejszych ran. Nadal nie zapadła jednak decyzja o jego powrocie. Organizator wyjazdu sygnalizował, że decyzja w sprawie polskich pacjentów zależy od węgierskich lekarzy. Według informacji TVN24 pacjenci dodatkowo przechodzą testy na obecność koronawirusa.
Rzeczniczka wojewody śląskiego Alina Kucharzewska przekazała, że "większość pasażerów nadal jest na miejscu zabezpieczana w szpitalach, w których przechodzą badania". - Ci, którzy decyzją lekarzy mogą opuścić szpital, przewożeni są systematycznie do hotelu. Tam oczekują też w gotowości autokary organizatora wyjazdu, którymi pasażerowie, mamy nadzieję, będą mogli wrócić jeszcze dziś do Polski - wyjaśniła Kucharzewska.
Poważnie ranne trzy osoby, w tym dziecko
Po wypadku Ministerstwo Spraw Zagranicznych informowało, że jeden z pasażerów zginął, a 24 osoby trafiły do szpitala, wśród nich trzy w stanie ciężkim. W niedzielę wieczorem telewizja węgierska podała, że na miejscu zmarł 35-letni mężczyzna.
Według relacji telewizji jeszcze zanim na miejsce przybyły służby ratownicze, wielu pasażerów samodzielnie wydostało się z pojazdu. Na miejsce skierowano dwa śmigłowce i 14 karetek, a poszkodowanych przewieziono do czterech szpitali: w Kecskemecie, Segedynie, Kiskunhalas i Szentes. Poważniejsze obrażenia odniosły trzy osoby, w tym chłopiec w wieku około pięciu lat. Pozostałe 42 osoby przewożono do szpitali na badania i obserwację.
Według informacji służb wojewody śląskiego, większość z grupy, która podróżowała autokarem, to mieszkańcy województwa śląskiego, między innymi Bielska-Białej, Tychów i Żywca, a także kilka osób z Lublina.
Dwa równoległe postępowania
Do wypadku doszło koło miasta Kiskunfélegyháza na autostradzie M5, która jest jedną z głównych magistrali komunikacyjnych kraju. Liczące ponad 30 tysięcy mieszkańców Kiskunfalegyhaza to miasto w komitacie Bacs-Kiskun, w środkowej części Międzyrzecza Dunaju i Cisy.
Nadal nie ustalono przyczyn zjazdu autokaru do rowu przy autostradzie.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej Agnieszka Michulec przekazała w poniedziałek po południu, że czynności związane z wypadkiem podjęła Prokuratura Rejonowa Bielsko-Biała - Południe. Sprawą zajęła się bielska prokuratura, bo w tym mieście siedzibę ma firma organizująca wyjazd. Niewykluczone, że po przeprowadzeniu pierwszych czynności przez prokuraturę rejonową, sprawę przejmie prokuratura okręgowa.
- Jest to na razie postępowanie wyjaśniające. Czynności są prowadzone równolegle (ze stroną węgierską – red.), ponieważ pierwszeństwo w prowadzeniu śledztwa w tej sprawie mają węgierskie organy ścigania – zaznaczyła prokurator Michulec.
To od decyzji Węgrów zależy, czy postępowanie zostanie przekazane do Polski, czy też zostanie przeprowadzone w tym kraju w całości. Rzeczniczka wskazała, że zakres i kierunki postępowania polskiej prokuratury będą uzależnione właśnie od decyzji węgierskich organów ścigania.
Źródło: TVN24, PAP