Pociąg pasażerski, który w poniedziałek wykoleił się na wiadukcie w stanie Waszyngton w USA, w chwili katastrofy jechał z prędkością o około 80 km/h większą niż dozwolona na tym odcinku trasy - podała rządowa agencja do spraw bezpieczeństwa transportu. W katastrofie zginęły trzy osoby, a ponad sto trafiło do szpitala.
Do wypadku doszło na torach pod DuPont w stanie Waszyngton na trasie kolejowej Seattle - Portland (Oregon) w Stanach Zjednoczonych. 13 z 14 wagonów wypadło z torów. W pociągu przewoźnika Amtrak było 86 osób, w tym 80 pasażerów.
Pociąg jechał za szybko
Rejestrator danych wydobyty z lokomotywy wykazał, że pociąg w chwili wypadku jechał z prędkością 80 mil na godzinę, czyli około 130 km/h w strefie ograniczenia prędkości do 30 mil na godzinę (około 50 km/h) - poinformowała rzeczniczka Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) Bella Dinh-Zarr we wtorek na konferencji prasowej.
Tuż przed wiaduktem, na którym doszło do wypadku, znajduje się łuk z ograniczeniem prędkości.
Rzecznik właściciela torowiska - spółki Sound Transit - Geoff Patrick zapewnił, że tory zostały zmodernizowane i przystosowane do przejazdu pociągów pasażerskich. Wcześniej tą trasą kursowały pociągi towarowe.
Trzy osoby nie żyją, setka rannych
Na autostradzie I-5 zniszczonych zostało pięć samochodów i dwie ciężarówki. Kilka osób, które podróżowały samochodami, zostało rannych, ale nikt z tych osób nie zginął. Na autostradzie po wypadku leżały fragmenty wiaduktu i pociągu.
- Powiedziano nam, że dotychczas są trzy ofiary śmiertelne - poinformowała Brooke Bova z policji stanowej. Dodała, że około 100 osób trafiło do szpitali, ale wiele z nich już je opuściło. Dziesięcioro jest w stanie ciężkim.
"Wszystkich nas rzuciło do przodu, pękły szyby"
We wtorek rano naszego czasu wagony nadal nie zostały usunięte z miejsca wypadku. Autostrada, nad którą do niego doszło, przebiega wzdłuż zachodniego wybrzeża od granicy z Kanadą aż do Meksyku. Na miejsce ściągnięto dźwigi.
Chris Karnes, który podróżował pociągiem, powiedział telewizji KIRO7, że pasażerowie musieli wybijać okna, żeby wydostać się na zewnątrz wagonu.
- Nagle poczuliśmy kołysanie, a potem trzeszczenie. Poczuliśmy, jakbyśmy spadli ze zbocza - powiedział Karnes.
- Wszystkich nas rzuciło do przodu, pękły szyby. Zatrzymaliśmy się, z pociągu tryskała woda. Ludzie krzyczeli - opowiadał.
Inauguracyjny przejazd
Do wykolejenia doszło w pierwszym dniu po oddaniu nowych torów pomiędzy miastami Tacoma i Olympia. Projekt, który miał skrócić czas przejazdu, kosztował 181 milionów dolarów.
Agencja Reutera zastrzega jednak, że nie wiadomo, czy wykolejenie miało związek ze stanem torów. Przedstawiciel NTSB powiedział dziennikarzom, że na razie jest za wcześnie, by określić przyczynę katastrofy.
Stanowe służby transportowe poinformowały, że tory przeszły "trwające tygodniami testy" przed poniedziałkowym otwarciem.
"Wszędzie są wagony"
Portal Broadcastify.com dotarł do nagrania, z którego wynika, że członek załogi poinformował o wypadku dyspozytora. Miał powiedzieć, że doszło do niego, kiedy pociąg wjechał zza zakrętu na wiadukt.
- Przewróciliśmy się - miał mówić. Spytany, czy nikomu nic nie jest, odpowiedział, że "ustala to".
- Wszędzie są wagony, także na autostradzie - powiedział.
Przedstawiciel przewoźnika Amtrak Richard Anderson nie chciał komentować przyczyn wypadku. Potwierdził jednak, że na trasie nie został zainstalowany system automatycznie spowalniający pociągi. Systemy takie mają być zainstalowane w potencjalnie niebezpiecznych miejscach na wszystkich torach kolejowych w USA do 2018 roku.
Kondolencje od Trumpa
Prezydent USA Donald Trump złożył kondolencje rodzinom ofiar i wyrazy współczucia poszkodowanym w wyniku wykolejenia się pociągu.
- To kolejny powód, dla którego musimy natychmiast zacząć naprawę infrastruktury w USA - powiedział, rozpoczynając swoje przemówienie dotyczące strategii bezpieczeństwa narodowego.
Zapewnił, że Biały Dom z bliska monitoruje sytuację i współpracuje z władzami lokalnymi.
Autor: pk//kg / Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: PIERCE COUNTY SHERIFF