Doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak oświadczył na Twitterze, że Ukraina potrzebuje więcej broni dalekiego zasięgu, a mniej rozważań na temat wycieku ściśle tajnych amerykańskich dokumentów.
Podolak zasugerował, że Zachód powinien skupić się na dostawach broni dla Ukrainy. "Gdybyśmy mieli czas, moglibyśmy patrzeć, jak Federacja Rosyjska się rozpada, a jej 'elity' pożerają się nawzajem. Ale nie mamy go, ponieważ nasi ludzie umierają" - napisał doradca prezydenta na Twitterze.
"Potrzebujemy mniej rozważań na temat 'przecieków', a więcej broni dalekiego zasięgu, aby skończyć wojnę we właściwy sposób i sprawić, że Federacja Rosyjska zderzy się z rzeczywistością" - dodał.
Wyciek tajnych dokumentów
W piątek amerykańskie media poinformowały, że w mediach społecznych została opublikowana ponad setka ściśle tajnych dokumentów różnych amerykańskich agencji. Większość z nich była oznaczona klauzulą "ściśle tajne" i wydawała się pochodzić z Agencji Wywiadu Obronnego (DIA) oraz Kolegium Połączonych Szefów Sztabów.
Dokumenty zawierają informacje dotyczące wojny w Ukrainie. Według dziennikarzy "New York Timesa", którzy analizowali część z nich, chodzi m.in. o lokalizację systemów obrony powietrznej i stan zasobów amunicji do niej, harmonogramy lotów zwiadowczych USA nad Morzem Czarnym czy słabe punkty niektórych typów uzbrojenia, jakie USA podarowały Ukrainie. Dokumenty zawierają również szacowane dane dotyczące sumarycznych strat obu stron w trwającej już drugi rok wojnie w Ukrainie.
Wiadomo, że w co najmniej jednym dokumencie wprowadzono modyfikacje.
W oficjalnym oświadczeniu wydanym kilka dni po tym, jak media po raz pierwszy napisały o wycieku, Departament Obrony USA poinformował, że skutki tej potężnej wpadki służb oceni międzyagencyjne dochodzenie.
Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby pytany, czy USA przygotowują się do wycieku większej liczby dokumentów, odparł, że "prawdziwa i szczera odpowiedź na to pytanie brzmi: nie wiemy". Uznał taką możliwość za niepokojącą. Jak zaznaczył, władze wciąż próbują ocenić, jak ważne są dokumenty zamieszczone w sieci, ale podkreślił, że przynajmniej część z nich "została spreparowana".
Źródło: PAP, "New York Times"