- Polski prezydent też zginął w katastrofie spowodowanej przez ludzki błąd. Tego się nie da uniknąć - powiedział w telewizji CNN były szef koncernu Shell John Hoffmeister. Porównał tym samym kataklizm wywołany wyciekiem do Zatoki Meksykańskiej ropy naftowej do katastrofy pod Smoleńskiem. Metody mające powstrzymać wyciek na razie nie działają, a USA dotyka największa katastrofa ekologiczna w historii.
Według Hoffmeistera, wyciek jest jedną z "nieuniknionych" katastrof, które są ceną płaconą za postęp cywilizacyjny. Argumentuje to faktem, że ludzie obsługujący urządzenia wiertnicze zawsze mogą popełnić jakiś błąd. Ten ludzki błąd może kosztować życie - a wg byłego szefa Shell - właśnie przez błąd człowieka w katastrofie pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, w tym m.in. prezydent Lech Kaczyński.
Do ilu razy sztuka?
Po nieudanej próbie zatamowania ropy naftowej wyciekającej do Zatoki Meksykańskiej z uszkodzonego szybu, inżynierowie z koncernu BP odpowiedzialnego za katastrofę ekologiczną zapowiedzieli w niedzielę kolejne starania na rzecz powstrzymania wycieku.
Szefowie BP wystąpili w niedzielnych programach amerykańskich telewizji tłumacząc się z fiaska operacji "top kill", która miała zatamować wyciek przez wpompowanie mułu i cementu w uszkodzone miejsce szybu naftowego. - Jesteśmy rozczarowani, że ropa będzie wypływać przez jakiś czas. Podwoimy nasze wysiłki, aby dopilnować, żeby ropa nie zdewastowała plaż - powiedział w CNN dyrektor zarządzający BP Robert Dudley.
Wyjaśnił, że kolejna próba zatamowania wycieku będzie polegała na przykryciu szybu specjalną kopułą za pomocą zdalnie sterowanych robotów, po uprzednim odcięciu uszkodzonego fragmentu rury wystającego z szybu. W programie telewizji NBC "Meet The Press" Dudley poinformował, że BP będzie wiedziało pod koniec tygodnia czy obecnie planowana próba przyniesie pożądany skutek.
Znów zbyt głęboko?
Trudność zadania, podobnie jak z metodą "top kill", polega na tym, że - jak tłumaczą eksperci - operacja tamowania odbywa się na głębokości ponad 1,5 km pod powierzchnią wody. Kiedy wierceń naftowych dokonywano na mniejszych głębokościach, łatwiej było zapobiegać katastrofom.
Po fiasku próby powstrzymania wycieku w sobotę prezydent USA Barack Obama obiecał, że rząd nie ustanie w walce z katastrofą. - Ogarnia mnie gniew na tę wiadomość. Nie spoczniemy do czasu, aż wyciek będzie zatamowany, wody i wybrzeża będą oczyszczone i aż zrekompensuje się straty ludziom, którzy stali się ofiarami tej spowodowanej przez człowieka katastrofy - powiedział.
"Największa katastrofa ekologiczna USA"
Obama w piątek odwiedził tereny katastrofy na wybrzeżach Luizjany. Doradczyni prezydenta USA ds. energetyki Carol Browner powiedziała w niedzielę w telewizji NBC, że obecny wyciek w zatoce "to prawdopodobnie największa katastrofa ekologiczna w historii tego kraju".
Tymczasem politycy i znane osobistości z Luizjany i innych stanów zagrożonych plamą ropy coraz ostrzej krytykują BP i władze federalne za niedostateczne - ich zdaniem - starania w walce z kataklizmem. W niedzielę wypowiadali się w tej sprawie w programach telewizyjnych senatorowie z Luizjany, Mary Landrieu i Dan Vitter.
Gdyby wyciek był gdzie indziej...
Doradca za prezydentury Billa Clintona James Carville, który mieszka w Nowym Orleanie, powiedział w telewizji CNN, że Luizjana czuje się zaniedbana przez rząd. - Gdyby taka katastrofa zdarzyła się w Palm Beach albo w Nantucket, reakcja władz federalnych byłaby inna - powiedział. Palm Beach to kurort multimilionerów na Florydzie, a Nantucket to wyspa na Atlantyku w pobliżu Massachusetts, gdzie swoje rezydencje ma wielu znanych polityków amerykańskich.
Katastrofę w Zatoce Meksykańskiej spowodował wybuch i pożar na platformie wiertniczej Deepwater Horizon 20 kwietnia, w wyniku czego zginęło 11 pracujących na niej osób.
Źródło: PAP