Niemiecka policja aresztowała prawicowego ekstremistę Ralfa S. podejrzanego o podłożenie 17 lat temu bomby na dworcu w Duesseldorfie na zachodzie Niemiec. Wskutek wybuchu 10 osób odniosło ciężkie obrażenia, zginęło też nienarodzone dziecko.
Domniemany zamachowiec chwalił się swoim czynem kompanom w więzieniu podczas odbywania kary za inne przestępstwo - poinformowała w środę prokuratura w Duesseldorfie, stolicy Nadrenii Północnej-Westfalii. Policja zatrzymała mężczyznę w wtorek. Prokuratura postawiła 50-letniemu podejrzanemu zarzut usiłowania popełnienia morderstwa w dwunastu przypadkach. Śledczy uważają, że motywem przestępstwa była wrogość do obcych. Ralf S. zaprzeczył zarzutom i odmówił składania dalszych wyjaśnień. Znajduje się w areszcie śledczym.
Radykał i miłośnik broni
Podejrzany utrzymywał kontakty ze środowiskiem skrajnej prawicy. Zatrzymano go wkrótce po zamachu. Z braku dowodów został jednak szybko zwolniony. Ralf S. prowadził wtedy znajdujący się w pobliżu dworca sklep z militariami. Uważany była za fanatyka broni.
Do zamachu doszło 27 lipca 2000 roku krótko po godz. 15. Na stacji szybkiej kolejki miejskiej (S-Bahn) Wehrhahn w Duesseldorfie eksplodowała ukryta w plastikowej torbie bomba. Jeden z metalowych odłamków utkwił w brzuchu ciężarnej kobiety, zabijając dziecko. Poszkodowanymi byli w większości żydowscy migranci z Europy Wschodniej, wracający do domów z lekcji języka niemieckiego.
Autor: kg\mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters Archive