Chadecy przegrywają i szukają winnych. "Nigdy SPD i CDU nie były tak słabe"


Po niedzielnych wyborach landowych w Turyngii, w których CDU poniosło porażkę, w partii Angeli Merkel rozpoczęły się rozliczenia. Szefowa rządzących w Niemczech chadeków Annegret Kramp-Karrenbauer uważa, że rozczarowujący wynik to efekt konfliktów personalnych we frakcji. CDU w Turyngii osiągnęła trzeci wynik, ustępując Lewicy i Alternatywie dla Niemiec (AfD).

Postkomunistyczna partia Lewica zdobyła w niedzielnych wyborach 31 proc. głosów. Na drugim miejscu znalazła się prawicowo-populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) z 23,4 proc. poparcia, na którą głosowało dwa razy więcej wyborców niż pięć lat temu.

Porażkę poniosła CDU, która zajęła dopiero trzecie miejsce. Chadecy otrzymali 21,8 proc. głosów, o prawie 12 punktów procentowych mniej niż w 2014 roku. Straty poniosła także socjaldemokratyczna SPD, która zdobyła 8,2 proc. głosów.

Do landtagu weszli ponadto Zieloni (5,2 proc.) i liberałowie z FDP (5 proc.), którzy zaledwie o pięć głosów przekroczyli próg wyborczy.

Wszystkie partie zadeklarowały przed wyborami, że nie będą współpracować z AfD.

CDU przegrywa, w partii chcą rozliczeń

Przewodnicząca CDU Annegret Kramp-Karrenbauer jest zdania, że za porażkę partii w Turyngii - w której chadecy rządzili nieprzerwanie w latach 1991-2015, a w poprzednich wyborach zdobyli największą liczbę głosów, mimo że ostatecznie nie weszli w skład koalicji rządzącej - odpowiadają wewnątrzpartyjne dyskusje na temat przywództwa w partii.

W czasie posiedzenia zarządu ugrupowania w poniedziałek zarzuciła szefowi młodzieżówki CDU/CSU (Junge Union) Tilmanowi Kubanowi, że kwestionuje jej pozycję. 11 października Kuban doprowadził do przyjęcia przez kierowaną przez siebie organizację uchwały domagającej się wyłonienia kandydata CDU/CSU na kanclerza w drodze prawyborów. Zostało to powszechnie uznane za uderzenie w szefową partii, która liczyła na automatyczną nominację.

Kolejnej przyczyny wyborczej porażki w Turyngii Kramp-Karrenbauer upatruje w powszechnym wśród Niemców przekonaniu, że koalicja rządowa w Berlinie nie współpracuje harmonijnie.

"SPD siedzi na zjeżdżalni prowadzącej w przepaść politycznego niebytu. A CDU jest następna w kolejce"

Komentując wyniki niedzielnych wyborów w Turyngii, prasa w poniedziałek wyraża obawy o stabilność tego landu i dalsze losy tradycyjnych partii.

"SPD siedzi na zjeżdżalni prowadzącej w przepaść politycznego niebytu. A CDU jest następna w kolejce" - ocenia najpoczytniejszy niemiecki dziennik "Bild".

Gazeta przypomina, że partia CDU kanclerz Angeli Merkel traci na znaczeniu w kolejnym kraju związkowym, w którym niegdyś była hegemonem.

"Trzydzieści lat po upadku muru berlińskiego (postkomunistyczna) Lewica świętuje historyczne zwycięstwo wyborcze, a CDU nie tylko traci ponad dziesięć punktów procentowych w porównaniu z poprzednimi wyborami, ale pozostaje też w tyle za AfD" - przypomina tabloid, obarczając Merkel odpowiedzialnością za porażkę.

"Jej strategia polegająca na otwarciu się na egzotyczne sojusze zawiodła, podobnie jak taktyka przejmowania programów zielonych, czerwonych i innych" - puentuje "Bild".

"Kraj związkowy stoi w obliczu utraty sterowności"

Regionalny dziennik "Thueringer Allgemeine" z Erfurtu obawia się w związku z wyborami, że Turyngię czeka zamęt.

"Lewica nigdy dotychczas nie wygrała wyborów landowych. Nigdy wcześniej nie przekroczyła też 30 procent poparcia. Nigdy SPD i CDU nie były tak słabe. Nigdy też wcześniej żadnej partii nie udało się uzyskać - tak jak tym razem AfD - o 13 punktów procentowych głosów więcej niż w poprzednich wyborach. Ten rezultat może doprowadzić Turyngię do politycznego chaosu, w tym do przedterminowych wyborów. Partie politycznego centrum zostały zmielone przez Lewicę i AfD. Kraj związkowy stoi w obliczu utraty sterowności" - alarmowała gazeta. Gazeta "Badische Neueste Nachrichten" z Karlsruhe dodała, że "po raz pierwszy w swojej 70-letniej powojennej historii dwie partie z krańców politycznego spektrum zdobyły łącznie większość głosów. Cztery ugrupowania politycznego centrum, które przez dziesięciolecia zapewniały stabilność, są teraz tylko mniejszością".

"Gdyby CDU uległa pokusie współpracy z Lewicą, byłoby to niewybaczalne"

Dziennik "Volksstimme" z Magdeburga zwrócił uwagę, że zwycięstwo Lewicy w Turyngii jest prawie w stu procentach zasługą tamtejszego premiera Bodo Ramelowa. "Merytoryczny, niedogmatyczny, jak na 'czerwonego' dość mieszczański. Nie wystarczy to jednak do kontynuowania dotychczasowej koalicji z SPD i Zielonymi, która utraciła większość. Arytmetyka wyborcza sprawia, że utworzenie stabilnego, sprawnego rządu w Erfurcie będzie bardzo trudne" - prognozował dziennik.

"Mannheimer Morgen" z Badenii-Wirtembergii zasugerował, że w związku z tym Lewica i CDU powinny rozważyć sojusz. "Wydaje się to szalone. Ale różnice między demokratycznymi partiami nie mogą być przeszkodą nie do pokonania, kiedy gra toczy się o tak wysoką stawkę. Nikt nie jest zainteresowany tym, by landem nie dało się rządzić ani nowymi wyborami, które dodatkowo wzmocnią AfD. Ciężkie czasy wymagają specjalnych środków" - napisała gazeta.

Inaczej skomentowała to "Nordwest Zeitung" z Oldenburga. "Gdyby CDU uległa pokusie jakiejkolwiek współpracy z Lewicą, byłoby to niewybaczalne. Wspieranie tego ugrupowania z pozycji słabszego partnera w koalicji lub tolerowanie rządu mniejszościowego przypominałoby czasy NRD, kiedy koncesjonowana CDU wchodziła w skład tzw. Bloku Demokratycznego i Frontu Narodowego" - ostrzegł dziennik.

Autor: mart,ft//rzw / Źródło: PAP