Rumuńskie Centralne Biuro Wyborcze zarejestrowało kandydaturę George'a Simiona. Polityk zaczął ubiegac się o urząd prezydenta w ubiegłym tygodniu, gdy Sąd Konstytucyjny zablokował start dotychczasowego lidera sondaży, Calina Georgescu. Simion częściowo powiela jego poglądy. Kim jest lider Związku na rzecz Jedności Rumunów (AUR)?
Szanse George'a Simiona w wyścigu o fotel prezydenta Rumunii rosną. W sobotę jego kandydaturę zarejestrowało Centralne Biuro Wyborcze (BEC). Jeszcze do niedawna lider skrajnie prawicowego Związku na rzecz Jedności Rumunów (AUR) wspierał w wyborach Calina Georgescu. Gdy jednak start tego został ostatecznie zablokowany przez Sąd Konstytucyjny, Simion zgłosił własną kandydaturę. I rzutem na taśmę dołączył do wyścigu - w ciągu zaledwie kilku dni, jakie mu zostały do wymaganego terminu zebrał podpisy ponad 600 tysięcy wyborców - kilkakrotnie więcej niż wymagano. Zdobył też poparcie Mateusza Morawieckiego. Były premier Polski i lider Europejskich Konserwatystów i Reformatorów - grupy w Parlamencie Europejskim, której część stanowi AUR - pojawił się w piątek w Bukareszcie, gdzie opisywał Simiona jako potencjalną "stabilizującą siłę" dla Rumunii i Unii Europejskiej. - Byłem ostatnio kilka razy w Waszyngtonie z George Simionem i widziałem go w akcji. Widziałem go, jak rozmawia z bardzo ważnymi ludźmi z amerykańskiej administracji i Partii Republikańskiej. I to jest to, czego potrzebujemy w Europie - mówił Morawiecki.
Inaczej Simiona i kierowane przez niego AUR postrzegają krytycy. Ich zdaniem Związek na rzecz Jedności Rumunów to ugrupowanie antyzachodnie, czy wprost prorosyjskie. Jakie w rzeczywistości są poglądy tej partii? Kim jest stojący na jej czele 38-latek?
Kim jest George Simion?
Simion urodził się Fokszanach, średniej wielkości miejscowości na wschodzie Rumunii. Ma 38 lat. Studiował Uniwersytecie Bukareszteńskim i Uniwersytecie Aleksandra Jana Cuzy w Jassach. Zanim jego kariera polityczna ruszyła na dobre, zawodowo zajmował się marketingiem. Jednocześnie angażował się w rozmaite przedsięwzięcia na rzecz zjednoczenia Rumunii i Mołdawii. W 2019 roku po raz pierwszy wystartował w wyborach. Ubiegał się wówczas o mandat w Parlamencie Europejskim. Bez skutku.
Kilka miesięcy później został jednym z założycieli Związku na rzecz Jedności Rumunów (AUR). W zorganizowanych w 2020 roku wyborach grupa zdobyła 9 procent poparcia i dostała się do parlamentu. Do 2022 roku Simion był - obok Claudiu Târziu - jednym z jej dwóch współprzewodniczących, by później objąć wyłączne kierownictwo w partii. Pod jego przewodnictwem ugrupowanie zyskało na popularności. Aktualnie jest drugą co do wielkości siłą w rumuńskim parlamencie.
Na swojej stronie internetowej AUR przedstawia się jako "alternatywa dla antynarodowych rządów zainstalowanych po 1989 roku". Za podstawy swojego programu przyjmuje "wiarę, naród, rodzinę i wolność". Politolodzy określają to ugrupowanie mianem konserwatywnego i skrajnie prawicowego. Zwracają też uwagę na antyzachodnie czy prorosyjskie elementy jego polityki. Sam Simion przy kilku okazjach usiłował odciąć się od Władimira Putina, którego nazwał nawet wprost zbrodniarzem wojennym. Jednocześnie opowiadał się jednak za ograniczeniem wsparcia dla Ukrainy i sprzeciwiał ewentualnemu wysłaniu rumuńskich wojsk na front - pisze Reuters. Obecnie popiera on starania amerykańskiej administracji i opowiada się za zakończeniem wojny "tak szybko, jak to możliwe", nawet jeśli miałoby się to odbyć na niekorzystnych dla Kijowa warunkach. - Nie mogę powiedzieć Ukraińcom, żeby oddali swoje terytorium narodowe, ale trudno uwierzyć, że nie będą musieli - stwierdził w wypowiedzi sprzed kilku miesięcy cytowanej przez Politico.
Zdaniem Simiona krytyka korzystnych z perspektywy Kremla poglądów AUR ma na celu odwrócenie uwagi Rumunów od "prawdziwych problemów, jak brakujące drogi, utracone miejsca pracy czy bieda".
W przeszłości Simion promował też ideę powrotu do granic Rumunii sprzed II wojny światowej, obejmujących tereny dzisiejszej Bułgarii, Mołdawii i Ukrainy. Władze dwóch ostatnich uznały go za persona non grata i objęły zakazem wjazdu na ich terytorium - przypomina Reuters. 38-latek przy kilku okazjach oskarżany był o powiązania z rosyjskimi szpiegami, czemu konsekwentnie zaprzeczał – przypomina magazyn Politico. Zwraca też uwagę na niespójną komunikację Simiona w kwestii Unii Europejskiej. Polityk mówił w przeszłości o potrzebie "silnej, zjednoczonej Europy", ale jednocześnie przyznawał, że jeśli zostanie prezydentem będzie przeciwstawiał się Brukseli w sprawach, które uzna za niekorzystne dla Rumunii, nawet jeśli będzie to oznaczało konieczność łamania zasad UE.
W innych wypowiedziach na temat polityki zagranicznej Simion kilkukrotnie podkreślał poparcie dla Donalda Trumpa. Przy wybranych okazjach zdarzało mu się nawet porównywać siebie samego do prezydenta USA. - Nazywano mnie szpiegiem, zdrajcą, zwolennikiem Rosji, tak jak prezydenta USA Donalda Trumpa. Są to etykiety, które przykleiła mi zdesperowana klasa polityczna - mówił w listopadzie. Podczas zorganizowanej wtedy pierwszej tury wyborów prezydenckich Simion zdobył niecałe 14 procent poparcia. W głosowaniu zwyciężył Calin Georgescu. Decyzją Sądu Konstytucyjnego zostało ono jednak unieważnione, a drugiej tury nie przeprowadzono. Jako powód podano nadużycia w trakcie kampanii oraz możliwa ingerencja Rosji. Powtórzone wybory mają odbyć się w maju.
Jak pisaliśmy, sondaże rozpatrujące sympatie wyborców z pominięciem Georgescu dają mu największe szanse. W ostatnim badaniu Sociopol zdobył on 28 proc. poparcia - z tym zastrzeżeniem, że rozpatrywało ono wyniki wyborów bez Georgescu jedynie potencjalnie.
Źródło: PAP, Politico, Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: ROBERT GHEMENT/EPA/PAP