Podczas protestów w Mińsku w poniedziałek późnym wieczorem zginął jeden z uczestników. Jego śmierć potwierdziło białoruskie MSW, które twierdzi, że mężczyzna usiłował odpalić ładunek wybuchowy. Siły specjalne milicji do tłumienia manifestacji w stolicy stosowały granaty hukowe, gaz łzawiący i armatki wodne.
W poniedziałek protesty rozlały się po Mińsku, mimo że struktury siłowe zamknęły szczelnie wszystkie drogi prowadzące do centrum. Około godziny 19 rozpoczęły się zatrzymania, w tym przypadkowych osób.
Białoruskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w komunikacie podało, że do zdarzenia, w którym zginął jeden z protestujących, doszło w poniedziałek około godziny 23 w centrum Mińska, na ulicy Prytyckaha. Zdaniem resortu mężczyzna usiłował odpalić ładunek wybuchowy. Milicja przekazała, że ładunek wybuchł mu w dłoniach. W komunikacie podano, że tłum próbował blokować tam ruch uliczny, tworząc prowizoryczne barykady. Do odblokowania placu i rozproszenia tłumu ściągnięto oddział specnazu.
Ranni przy metrze Puszkińska
Media niezależne na bieżąco informują o tym, gdzie spontanicznie gromadzą się ludzie i gdzie rozpoczynają się interwencje OMON-u.
Główne miejsce poniedziałkowego protestu - pomnik Mińsk-Miasto Bohater, zwany przez mieszkańców Obeliskiem - został szczelnie obstawiony przez siły specjalne milicji. Tam i w innych miejscach miasta można było zobaczyć samochody do transportu milicji i wojska, a także "autozaki", czyli ciężarówki do przewożenia zatrzymanych. W okolicach Parku Gorkiego jeździły wojskowe samochody podobne do amerykańskich pojazdów wielozadaniowych Humvee.
Przy metrze Puszkińska, gdzie doszło do poważnych starć z milicją, 14 osób zostało rannych - poinformowali niezależni blogerzy. Funkcjonariusze byli także przy galerii handlowej Ryga (ulica Surhanawa), gdzie protestujący zbudowali barykady, za którymi schronili się przed naporem funkcjonariuszy struktur siłowych. - OMON rozpędził ludzi, zburzył barykady, ale ci znowu zaczęli się zbierać – powiedział Anton, jeden z uczestników wydarzeń. Rozproszono również ludzi stojących przy stacji metra Uschod.
Siły specjalne stosowały granaty hukowe, gaz łzawiący i armatki wodne. Milicjanci ścigali demonstrantów uciekających na okoliczne podwórka. W internecie, działającym mimo prób zablokowania, pojawiały się informacje z kodami wejścia do poszczególnych klatek schodowych, by można było uniknąć zatrzymania.
W poniedziałek w nocy redakcja "Naszej Niwy" poinformowała o zatrzymaniu w Mińsku redaktora naczelnego tej gazety. - Jahor Marcinowicz pojechał na stację Puszkińska w metrze, by zabrać stamtąd żonę, dziennikarkę TUT.by - powiedział Andrej Dyńko z Naszej Niwy o godz. 2.10 czasu mińskiego. Otrzymała ona SMS-y o treści "SOS" i "obecnie jest niedostępny" - dodał. - Mamy nadzieję, że do zatrzymania doszło przez pomyłkę i wkrótce zostanie uwolniony - zaznaczył.
Demonstracje po wyborach prezydenckich
Poniedziałek był drugim dniem protestów i zatrzymań na Białorusi po niedzielnych wyborach prezydenckich, które - według oficjalnych, choć ciągle wstępnych wyników - wygrał prezydent Alaksandr Łukaszenka. Niezależni obserwatorzy twierdzą, że w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana.
Poniedziałkowe protesty w Mińsku koncentrowały się w trzech miejscach: przy stacji metra Puszkińska, przed centrum handlowym Ryga i na ulicy Kalwaryjskiej, gdzie siły specjalne wojsk wewnętrznych Ałmaz używały gumowych kul. Ranna w nogę została dziennikarka "Naszej Niwy". Tygodnik poinformował o protestach poza Mińskiem, między innymi w Bobrujsku, Brześciu, Witebsku, Oszmianie, Berezie i Mozyrzu.
21 rannych milicjantów i funkcjonariuszy
Portal TUT.by podał we wtorek, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych potwierdziło zatrzymanie dwóch tysięcy osób oraz poinformowało, że 21 milicjantów i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa zostało rannych, w tym pięciu jest hospitalizowanych. Dodano, że w Mińsku i Nowopołocku funkcjonariusze zastosowali specjalne środki.
Nie poinformowano, ilu protestujących zostało rannych. Rzeczniczka MSW Wolha Czemodanowa napisała na kanale w komunikatorze Telegram, że informacje w sprawie tego, ile osób zwróciło się o pomoc medyczną i zostało hospitalizowanych, przekaże ministerstwo ochrony zdrowia. "Odnotowano fakty otwartego oporu wobec organów porządkowych, wielokrotne napaści na funkcjonariuszy milicji i uszkodzenie środków transportu" - wskazała rzeczniczka. Według niej w Mińsku protestujący rzucali świecami dymnymi i koktajlami Mołotowa, a kierowcy celowo blokowali ruch. Komitet Śledczy zapowiedział we wtorek, że pojazdy blokujące ruch będą konfiskowane - pisze portal TUT.by.
W Mińsku i na całej Białorusi wciąż występują problemy z łącznością internetową. Strony mediów niezależnych, z niewielkimi wyjątkami, są cały czas zablokowane. Nie działają, lub działają w ograniczonym zakresie, komunikatory. Internet nieco lepiej działał przez kilka godzin w nocy, jednak rano we wtorek problemy powróciły.
Ze względu na problemy z łącznością trudno ustalić, gdzie i co dokładnie działo się w Mińsku. Dodatkowo dziennikarze miejscowych mediów napotykają na utrudnienia w pracy. We wtorek zatrzymano kilka osób.
Źródło: PAP, Reuters