Największy papierowy tygrys świata. Ma tylko jeden groźny pazur


Milion żołnierzy, tysiące czołgów, wielkie parady i bojowe deklaracje o "starciu w pył" wrogów. Korea Północna to państwo, które na pozór może się wydawać groźną potęgą militarną. W rzeczywistości to papierowy tygrys. Regularne północnokoreańskie wojsko ma małą wartość. Przywództwo państwa zdaje sobie z tego sprawę i intensywnie inwestuje w jedyne, co może wywołać prawdziwe obawy wrogów - rakiety i broń jądrową.

Nie bez powodu najbardziej zdecydowane reakcje Korei Południowej, Japonii i USA są odpowiedzią na kolejne próby rakietowe i jądrowe reżimu, których teoretycznie zakazują rezolucje ONZ. Na znacznie częstsze pokazy siły konwencjonalnych wojsk już nikt tak nie reaguje, choć północnokoreańska propaganda co i rusz pokazuje nagrania z ćwiczeń. To również nie dzieje się bez powodu. Po prostu północnokoreańskie siły konwencjonalne nie są specjalnie groźne.

Wielki wysiłek na rzecz wojska

Na papierze mogłoby się wydawać inaczej. Liczebność armii Korei Północnej jest oceniana na nawet milion ludzi. Szacunkowe dane mówią o od 3,5 do nawet pięciu tysięcy czołgów, podobnej liczbie transporterów opancerzonych i kilkunastu tysiącach dział oraz wyrzutni rakiet. Nie ma pewności, ile jest dokładnie zarówno ludzi jak i sprzętu, ponieważ Korea Północna jest państwem bardzo skrytym, nie ujawniającym żadnych oficjalnych danych tego rodzaju. Nie można więc wiarygodnie mówić o tym ile jakiego sprzętu ma Korea Północna. Większość informacji tego rodzaju to spekulacje i szacunki. Na dodatek Pjongjang celowo wprowadza obserwatorów w błąd, pokazując podczas parad na przykład makiety rakiet. Nie wiadomo też, ile pieniędzy Pjongjang wydaje na swoje wojsko. Dane szacunkowe podawane na przykład przez USA i Koreę Południową mówią, iż jest to około 25 procent PKB. To ekstremalnie wysoki wskaźnik, ponieważ standardem światowym jest przedział 1-5 procent. Jest bardzo prawdopodobne, że Korea Północna jest państwem, które proporcjonalnie do swoich możliwości wydaje na wojsko najwięcej na świecie. Jednak i tak oznacza to około dziesięciu miliardów dolarów, czyli wynik podobny do Polski. Utrzymywanie tak wysokich wydatków na wojsko jest możliwe dzięki daleko idącej militaryzacji państwa. Formalnie obowiązuje tam naczelna doktryna Songun, która oznacza "Wojsko Najważniejsze!" i zakłada, że ze względu na rzekome zagrożenie ze strony amerykańskiego imperializmu, Korea Północna musi maksymalnie poświęcić się budowaniu zdolności do odparcia ataku. Wobec tego wojsko jest "centralną instytucją państwa".

Porównanie potencjałów militarnych na Półwyspie Koreańskim

Zatrzymane w czasie wojsko

Choć Pjongjang kładzie tak wielki nacisk na swoje siły zbrojne, to ze względu na praktyczne odcięcie od świata, bardzo słabą gospodarkę i zacofanie technologiczne, efekty są mizerne. Widać to zwłaszcza po poziomie technologicznym uzbrojenia, które można zobaczyć na paradach oraz nagraniach z ćwiczeń. Przypominają one filmy dokumentalne z ZSRR w latach 60. i 70. Jest tak, ponieważ Korea Północna nigdy nie posiadała silnego przemysłu zbrojeniowego i musiała importować sprzęt. Jedynymi dostawcami były Chiny i ZSRR, które zapewniały uzbrojenie w ramach "bratniej pomocy" po bardzo preferencyjnych cenach, choć nie najnowocześniejsze. Kiedy skończyła się zimna wojna i Korea Północna stoczyła się w otchłań zapaści gospodarczej, dostawy ustały. Wojsko północnokoreańskie zatrzymało się więc w czasie. Ostatnie większe zakupy miały miejsce pod koniec lat 80., kiedy dostarczano głównie sprzęt rodem z lat 70. i nieliczny nowszy. Na przykład myśliwce MiG-29, które do dzisiaj są najnowocześniejszymi myśliwcami Korei Północnej. Zdecydowana większość uzbrojenia reprezentowała jednak lata 60. Wobec odcięcia od dostaw zewnętrznych podjęto próby rozwoju własnego przemysłu zbrojeniowego, jednak bez większych efektów.

Bez zaplecza w postaci silnej i nowoczesnej gospodarki nie może być mowy o samodzielnym opracowywaniu i wytwarzaniu uzbrojenia na przyzwoitym poziomie. Zaczęły się więc pojawiać liczne kopie sprzętu radzieckiego, poddane drobnym modyfikacjom, które nie podnosiły istotnie jego potencjału bojowego.

Napięcie na Półwyspie Koreańskim rośnie. Relacja reportera TVN24
Napięcie na Półwyspie Koreańskim rośnie. Relacja reportera TVN24tvn24

Duża różnica w rozwoju

Widać to do dzisiaj na paradach. Najnowocześniejsze czołgi Korei Północnej to zmodyfikowane klony starych radzieckich T-62, choć czasem trudno je rozpoznać ze względu na różne dodatkowe elementy, oraz lokalne twory będące połączeniem różnych radzieckich i chińskich maszyn z lat 60. i 70. Podobnie sytuacja ma się z transporterami opancerzonymi. Najnowocześniejszymi są radzieckie BTR-80 oraz ich klony, które reprezentują poziom w najlepszym wypadku lat 80. Lotnictwo to w większości muzealne MiG-21 i nieliczne nieco nowsze maszyny radzieckie z wczesnych lat 80. Przykłady można by mnożyć. Na paradach praktycznie nie widać sprzętu uznawanego w nowoczesnych armiach za kluczowy, opartego na elektronice. Na przykład systemów noktowizyjnych, termowizyjnych czy broni precyzyjnej. Widać wyraźnie, że Korea Północna przegapiła rewolucję technologiczną w postaci pojawienia się elektroniki w uzbrojeniu w latach 80. Tymczasem za głównego przeciwnika ma wojsko Korei Południowej, która jest jednym z najbardziej rozwiniętych technologicznie krajów świata. Widać to też po wyposażeniu jej armii, które można swobodnie porównywać ze sprzętem Amerykanów czy Europejczyków. Dysproporcja w jakości uzbrojenia obu Korei jest bardzo duża, co czyni mało istotnym fakt, że Pjongjang ma teoretycznie dwa razy większe siły zbrojne.

Nie można ignorować ryzyka

Wierchuszka północnokoreańskiej dyktatury na pewno zdaje sobie sprawę ze słabości swoich konwencjonalnych sił zbrojnych. Nie bez powodu inwestuje znaczne środki z broń rakietową i masowego rażenia. To próba zrównoważenia słabości całego wojska. Kilka sprawnych rakiet z głowicami jądrowymi może trzymać w szachu całą Koreę Południową i Japonię. Zrobienie tego samego przy pomocy konwencjonalnego wojska jest w obecnym położeniu Korei Północnej niewykonalne. Wymagałoby to jego fundamentalnej przebudowy, zwłaszcza odchudzenia, przez co prawdopodobnie zachwiałby się cały system polityczny i społeczny. Wobec tego w obecnej postaci północnokoreańskie wojsko nie jest śmiertelnym zagrożeniem dla sąsiadów. Nie oznacza to jednak, że można je kompletnie ignorować. Bagatelizowanie słabszego przeciwnika wiele razy w historii źle się skończyło. W przypadku otwartego konfliktu wojsko Korei Północnej na pewno wyrządziłoby bolesne straty Korei Południowej podczas walk na lądzie. Sprzyja temu geografia Półwyspu Koreańskiego, który jest bardzo górzysty i ułatwia prowadzenie działań obronnych. Na dodatek półwysep jest stosunkowo mały, dzięki czemu nawet proste rakiety balistyczne i artyleria są w stanie sięgnąć znacznej części Korei Południowej. W zasięgu jest zwłaszcza Seul, który w wypadku wojny dostałby się pod ostrzał. W gęsto zabudowanej wielomilionowej metropolii wyrządziłby on istotne straty, choć twierdzenia o "zmieceniu z powierzchni ziemi" są bardzo na wyrost. Na tym tle potencjał wojsk konwencjonalnych, które są papierowym tygrysem, ma drugorzędne znaczenie. Korea Południowa i USA i tak głównie zajmują się tym jednym długim pazurem w postaci broni masowego rażenia, rakiet i artylerii dalekiego zasięgu.

Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: