Ta wojna jest wynikiem szaleństwa i głodu władzy jednej osoby, Władimira Putina, wspieranego przez jego najbliższe otoczenie - stwierdził w rozmowie z BBC Borys Minc. Jak zauważa brytyjska stacja, to jeden z niewielu rosyjskich miliarderów otwarcie krytykujących wojnę w Ukrainie i Władimira Putina. Powodem ma być głównie strach przed konsekwencjami takiej krytyki.
Biznesmen w opublikowanej w czwartek rozmowie z brytyjskim nadawcą podzielił się refleksjami na temat rozpoczętej przez Rosję wojny w Ukrainie. Jak zauważa BBC, "większość wysoko postawionych osób w kraju (w Rosji - red.) pozostaje cicho na temat tej wojny, unikając krytykowania Kremla".
"Wynik szaleństwa i głodu władzy"
Według Borysa Minca, jest na to proste wytłumaczenie: "Wszyscy się boją. Każda osoba, która otwarcie krytykuje Putina, ma podstawy do obaw o własne bezpieczeństwo". Sam miliarder stwierdził jednak: "Nie mam zamiaru mieszkać w schronie jak Putin".
Zdaniem Minca, w Rosji "zwykłym sposobem" na ukaranie właścicieli firm za nieprzychylność wobec reżimu jest "otwieranie sfabrykowanych spraw karnych", które dotyczą nie tylko biznesmenów, "ale także ich rodzin i pracowników". Jak twierdzi, każdy lider w biznesie niezależny od Putina jest postrzegany jako zagrożenie, "ponieważ może być zdolny do finansowania opozycji lub protestów - te osoby są postrzegane jako wrogowie Putina, a zatem jako wrogowie państwa".
Mówiąc o wojnie w Ukrainie Boris Minc ocenił działania Władimira Putina jako "podłe". Samą inwazję, którą porównał do ataku hitlerowskich Niemiec na Polskę w 1939 roku, nazwał też "najbardziej tragicznym wydarzeniem w najnowszej historii, nie tylko w Ukrainie i w Rosji, ale na całym świecie". "Ta wojna jest wynikiem szaleństwa i głodu władzy jednej osoby, Władimira Putina, wspieranego przez jego najbliższe otoczenie" - powiedział.
Miliarderzy na wygnaniu
Borys Minc po raz pierwszy publicznie skrytykował politykę Władimira Putina po aneksji Krymu w 2014 roku. Rok później miał poczuć, że musi opuścić Rosję, kiedy "narastały represje wobec opozycji politycznej", a opozycjonista Borys Niemcow został zastrzelony w Moskwie.
Dwa lata później firma inwestycyjna O1 Group, dzięki której Minc zdobył majątek, znalazła się w "otwartym konflikcie" z bankiem centralnym Rosji. Ostatecznie biznesmen sprzedał firmę w 2018 roku i wyjechał do Wielkiej Brytanii. Teraz twierdzi, że "najodważniejszym dostępnym krokiem" dla bogatych Rosjan, którzy nie lubią Putina, jest takie "ciche udanie się na wygnanie".
ZOBACZ TEŻ: Milionerzy opuszczają Rosję. "Exodus bogaczy zazwyczaj poprzedza każdą poważną zapaść kraju w historii"
Rosyjski oligarcha
Jak odnotowuje BBC, Borys Minc nie znalazł się na wprowadzonej przez brytyjski rząd liście sankcji, na której umieszczono rosyjskich biznesmenów powiązanych z Kremlem. Jednak jego nazwisko znalazło się na tzw. "liście Putina" opublikowanej przez Stany Zjednoczone w 2018 roku.
Trafiło na nią w sumie 210 nazwisk, z czego 114 określonych jako "będące w rządzie lub powiązane z nim". Minc nie znalazł się w tej grupie, ale razem z 96 innymi osobami został sklasyfikowany jako oligarcha, "najwyraźniej bardziej przez fakt posiadania wówczas ponad miliarda dolarów niż swoich bliskich powiązań z Kremlem", ocenia BBC. Sam miliarder przekonuje, że nie jest oligarchą, mówiąc: "Nie każdy rosyjski przedsiębiorca jest zwolennikiem Putina, podobnie jak nie każdy zamożny Rosjanin jest oligarchą".
Magazyn "Forbes" w 2017 roku umieścił Borysa Minca na liście światowych miliarderów, szacując wartość jego majątku na 1,3 miliarda dolarów. Rok później rosyjski biznesmen nie pojawił się już w zestawieniu.
Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: ID1974/Shutterstock