Efekty rosyjskiej inwazji na Ukrainę widać na każdym kroku. Nawet jeśli agresja skończyłaby się rychło, to jej negatywne skutki będziemy odczuwali przez miesiące, może lata. Komu grozi klęska głodu, jak zmienią się ceny żywności, jakie konflikty mogą spowodować braki w produktach rolnych na światowych rynkach? Na te pytania i nie tylko odpowiadają analitycy: Jakub Olipra z Credit Agricole oraz Arkadiusz Balcerowski z Noble Funds TFI.
Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) przewiduje, że z powodu inwazji od 20 do 30 procent obszarów uprawnych w Ukrainie nie zostanie obsadzonych w tym roku. Dodaje, że "nagłe i gwałtowne ograniczenie eksportu zbóż i nasion słonecznika przez te dwa kraje tylko częściowo zostanie zrekompensowane alternatywnymi źródłami w sezonie 2022/23".
Nie można się temu dziwić, skoro w ostatnich tygodniach niestety częściej widzimy obrazek lub mem z traktorem holującym rosyjski czołg, niż zdjęcia ukraińskich rolników podczas pracy na polach.
Według FAO "globalna luka podaży może podnieść ceny żywności i pasz o od 8 do 22 procent powyżej ich już i tak podwyższonego poziomu". Symulacje organizacji zakładają, że w najgorszym scenariuszu liczba niedożywionych ludzi może wzrosnąć o 8 do 13 milionów w latach 2022/23.
Klęska głodu w Afryce i na Bliskim Wschodzie?
- Nie można wykluczyć takiego scenariusza. To może być scenariusz polityczny - prezydent Rosji Władimir Putin może chcieć destabilizować sytuację na świecie poprzez wstrzymanie eksportu zboża - zaznacza dr Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole.
Po czym dodaje: - Pamiętajmy, co się działo kilka lat temu, kiedy wybuchła Arabska Wiosna Ludów. Jedną z jej przyczyn były wysokie ceny zbóż i obecnie też mamy do czynienia z silnym wzrostem. A w skrajnym scenariuszu może się okazać, że to nie koniec wzrostów.
- Kluczowym jest to, kto na całym kryzysie najbardziej ucierpi, a kto zyska. W przypadku pszenicy trzeba spojrzeć, jakie kraje są głównymi importerami. Dane kierują nas w kierunku Afryki: Egipt i Nigeria, ale mamy też kraje azjatyckie: Bangladesz i Turcja. Kraje biedniejsze będą mocniej eksponowane na ryzyko niedoboru żywności - uważa Arkadiusz Balcerowski, analityk Noble Funds TFI.
Według Olipry "wiele zależeć będzie od tego, jak zachowa się Rosja". Ekspert zaznacza, że "na razie nie ma embarga na rosyjskie zboże".
Czy biedniejsze kraje będą handlować z Rosją?
- Część może się złamać w obliczu dylematu: albo głód, albo pszenica z Rosji. Ta sytuacja może spowodować, że w niektórych krajach nastąpi zaognienie konfliktów w wyniku rosnących nierówności - dodaje Balcerowski.
Zdaniem eksperta, jeśli biedniejsze kraje nie dostaną pomocy finansowej, to dostępność zbóż dla tych krajów może być "istotnie niższa". A to rodzi niebezpieczeństwo pojawienia się konfliktów związanych z brakami żywności.
Olipra wskazuje na to, że Rosja od długiego czasu starała się wypracować samowystarczalność żywnościową, a embargo na zachodnią żywność było elementem tej strategii, by "chronić się przed zachodnią konkurencją i wzmacniać swoją produkcję".
- Putin może chcieć zablokować eksport zbóż, żeby doprowadzić do niepokoju społecznego w krajach biedniejszych, uzależnionych od importu zboża, które w warunkach silnego wzrostu cen nie będą w stanie sobie go kupić. Mogłoby to spowodować jakąś rewolucję lub masową migrację za chlebem i w ten sposób byłaby wywierana dodatkowa presja na krajach Zachodu. Nie wykluczam realizacji takiego scenariusza - zaznacza ekonomista Credit Agricole.
Zwraca ponadto uwagę na inne niebezpieczeństwo: Rosja w obliczu szalejącej inflacji, chcąc utrzymać bezpieczeństwo żywnościowe i stabilizować ceny na rynku wewnętrznym, może ograniczać lub całkowicie wstrzymać eksport zbóż poprzez podatki eksportowe lub zakaz eksportu.
- Wtedy będzie poważny problem, bo Europa i Ameryka sobie poradzą bez ukraińskiego i rosyjskiego zboża. Europę stać, by zapłacić więcej, choć ceny silnie wzrosną. Ale może się okazać, że tego zboża nie wystarczy dla wszystkich, w szczególności dla biedniejszych regionów świata, uzależnionych od jego importu - ostrzega.
Rynek żywności
Balcerowski ocenia, że sytuacja na rynku żywności była napięta jeszcze przed wojną ze względu na warunki atmosferyczne, które panowały u największych producentów i eksporterów kukurydzy i pszenicy.
- Efekt wzmógł się istotnie w wyniku inwazji Rosji na Ukrainę. Utrudnienia handlowe z tymi krajami (ograniczenia eksportowe wprowadzone tamże) też oddziałują w kierunku wyższych cen płodów rolnych - mówi ekspert.
Wskazuje przy tym, że Ukraina i Rosja to kluczowi gracze na rynku pszenicy, bo odpowiadają za jedną trzecią światowego eksportu, a w przypadku kukurydzy - za jedną piątą.
Z danych FAO wynika, że w 2021 roku Rosja lub Ukraina (lub obie) były w pierwszej trójce światowych eksporterów pszenicy, kukurydzy, rzepaku, nasion słonecznika i oleju słonecznikowego. Indeks cen żywności FAO w lutym 2022 roku wyniósł 140,7 punktu i był najwyższy w historii. W porównaniu ze styczniem wzrósł o 5,3, a z lutym 2021 roku - o 24,1 punktu. Inwazja przyspieszyła wzrosty - tylko w pierwszych dwóch tygodniach konfliktu ceny pszenicy i kukurydzy na europejskiej giełdzie MATIF podskoczyły o około 40 procent.
Olipra również zwraca uwagę, że skutki rosyjskiej inwazji widać na giełdach. - Jeśli spojrzymy na ceny pszenicy i kukurydzy, to od rozpoczęcia rosyjskiej agresji zwiększyły się o 50 procent. Ten wzrost wynika z obaw inwestorów o to, że Ukraina albo nie będzie w stanie zebrać swoich zbóż i roślin oleistych, albo nie będzie w stanie ich wyeksportować - wyjaśnia.
Dodaje, że "nie wynika to wyłącznie z kwestii zniszczeń wojennych i tego, że produkcja rolna może być mniejsza".
- Wiele doniesień wskazuje, że Ukraina ma zniszczoną infrastrukturę portową, która była wykorzystywana do eksportu surowców rolnych. Jeśli chciałaby wysyłać plony koleją, to jest to zdecydowanie mniej wydajny środek transportu w porównaniu ze statkami. Więc nawet w sytuacji, gdy Ukraina będzie miała wystarczająco duże zbiory, to może mieć logistyczny problem z eksportem i to nawet w przypadku zakończenia działań wojennych - tłumaczy ekonomista.
Gaz, ropa i nawozy
- Mamy jeszcze jeden czynnik, który pogarsza całą sytuację. Rosja i Białoruś są znaczącymi eksporterami nawozów. Co więcej, wojna doprowadziła do wzrostu cen ropy naftowej i gazu. Gaz jest wykorzystywany do produkcji nawozów azotowych: 60-80 procent kosztu wytworzenia tych nawozów to koszt gazu ziemnego. To podbija ceny nawozów, które w Polsce są pięć razy wyższe niż przed rokiem - podkreśla Olipra.
FAO podaje, że w 2021 roku Rosja była największym eksporterem nawozów azotowych i zajmowała drugie miejsce, jeśli chodzi o produkcję nawozów potasowych i fosforowych.
- Ceny gazu windują ceny nawozów do astronomicznych poziomów. Spowoduje to, że popyt na nawozy będzie mniejszy. Mniejszy może być również obsiany areał. To wszystko doprowadzi do niższych plonów. Wysokie ceny zbóż spowodują, że chów też będzie droższy, co z kolei przełoży się na wyższe ceny mięsa - opisuje Balcerowski.
Olipra zwraca uwagę, że "jeśli chodzi o ropę naftową, to im wyższa cena ropy, tym większy popyt na biopaliwa i większe wykorzystanie surowców rolnych do produkcji biopaliw".
- Oznacza to, że mniejsza część surowców rolnych idzie na żywność, a więcej na biopaliwa. To dodatkowy czynnik, który będzie podbijał ceny - zaznacza.
"Przyjdzie nam zapłacić wyższą cenę"
- W krajach Zachodu czy w Unii Europejskiej nie ma mowy o głodzie. Przyjdzie nam jednak zapłacić wyższą cenę, co już teraz widać. Nacisk na producentów żywności jest teraz z każdej strony: to nie tylko aspekt wojny i cen surowców energetycznych, ale też koszty pracy, a często niedobory siły roboczej. To wszystko sprawia, że żywność będzie dużo droższa - podkreśla Balcerowski.
Dodaje, że już w zeszłym roku ceny żywności były wysokie. - Duży wpływ na to miały Chiny, które zwiększały import produktów rolnych. W tym roku, z powodu nie najlepszej pogody w Państwie Środka, zapowiadane są najsłabsze zbiory od wielu lat. To może wpłynąć na jeszcze większy drenaż żywności przez Chiny, co może być kolejnym czynnikiem oddziałującym w kierunku wzrostu cen - uważa analityk Noble Funds TFI.
Zaznacza, że w ostatnim roku ceny olejów rosły najmocniej, a Ukraina i Rosja odpowiadają za 80 procent eksportu oleju słonecznikowego, więc "i tu zaobserwujemy dalszy wzrost cen".
- Ta wojna się rozleje po wszystkich rynkach żywnościowych. Będziemy mieli bardzo silny wzrost cen surowców rolnych, a niektóre kategorie ucierpią szczególnie silnie. Prognozujemy, że w kategorii "pieczywo i produkty zbożowe" w najbliższych miesiącach dynamika cen przekroczy 20 procent rok do roku. To bardzo silny wzrost - stwierdza Olipra.
Analityk Credit Agricole nie wyklucza, że "mimo tarczy antyinflacyjnej inflacja przejściowa przekroczy 10 procent rok do roku". - To się wydaje coraz bardziej realne. A jeśli nie chcemy mieć dwucyfrowej inflacji średniorocznie, to rząd będzie musiał przedłużyć tarczę. W naszym scenariuszu zakładamy, że to będzie do końca przyszłego roku. Jeśli chodzi o samą dynamikę cen żywności, to uważamy, że będzie ona balansować na granicy 10 procent - stwierdza.
Z kolei Balcerowski uważa, że choć "mamy wzrost cen paliw i nawozów", to "nie uderzyło to jeszcze w konsumenta z pełną siłą". - Na razie cierpią głównie producenci. Koszty będą ostatecznie przerzucane na konsumentów, ale te wzrosty są dopiero przed nami. W tym roku ceny żywności i napojów bezalkoholowych mogą wzrosnąć nawet o 10 procent i to przy założeniu utrzymania tarcz antyinflacyjnych - podkreśla ekonomista.
- Nawet jeśli wojna się skończy, to pozostałe problemy nie znikną. W ciągu najbliższego roku czy dwóch musimy się przygotować na to, że ceny żywności istotnie wzrosną. To, co teraz widzimy, to dopiero zalążek - dodaje.
Autorka/Autor: Krzysztof Krzykowski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Astibuk/Shutterstock