- Rosyjskie służby coraz intensywniej prześladują dyplomatów USA w Moskwie i innych europejskich stolicach - twierdzi „Washington Post”, powołując się na anonimowych informatorów. Do standardowego śledzenia i prób zepsucia wizerunku miały dojść napaści oraz włamania do mieszkań. Waszyngton miał zdecydować się nie odpowiadać.
Jak twierdzi reporter "WaPo" Rosjanie od zawsze obdarzali amerykańskich dyplomatów specjalną uwagą, jednak sytuacja miała się znacząco pogorszyć po agresji na Ukrainę, wprowadzeniu zachodnich sankcji i załamaniu się relacji Rosji-USA. Działania rosyjskich służb miały stać się "dziwne" a czasem "wprost zastraszające".
Trudne życie dyplomatów
Amerykański dziennikarz opisuje, że nieustanne śledzenie członków misji dyplomatycznych i ich rodzin to już standard. Powiedział o tym oficjalnie były ambasador USA w Moskwie Michael McFaul. Według dyplomaty, rosyjskie służby specjalnie robią to tak, aby ich cele wiedziały, że są pod nadzorem. Agenci mieli między innymi śledzić jego dzieci podczas normalnego dnia w szkole. Ambasador twierdzi, że był również ofiarą napaści ze strony "opłaconych przez władze demonstrantów".
Jak zaznacza amerykański dziennikarz, tego rodzaju działania mają wywoływać nerwowość i stres, biorąc pod uwagę to, do czego są zdolne rosyjskie służby. Zwłaszcza, że śledzenie to i tak najspokojniejsze działanie wymierzone w dyplomatów USA. Powołując się na anonimowe źródła w Departamencie Stanu "WaPo” twierdzi, że przytrafiają się znacznie gorsze incydenty.
Po inwazji na Ukrainę ma coraz częściej dochodzić do włamań do mieszkań. Intruzi mają przestawiać meble czy włączać wszystkie światła i elektronikę, po czym wychodzić. W jednym wypadku pracownica ambasady zaraportowała, że na dywanie w pokoju znalazła odchody. Jeszcze przed inwazją na Ukrainę, za poprzedniej kadencji Baracka Obamy, nieznani sprawcy włamali się do mieszkania attache wojskowego (zazwyczaj nieoficjalnie zajmują się wywiadem wojskowym i są pod szczególną "opieką” kontrwywiadu) i zabili jego psa. Standardem ma być też przecinanie opon samochodów.
Rosjanie wskazują palcem na Amerykanów
Amerykanie twierdzą, że wszystko to ma na celu wywarcie presji i zastraszenie członków ich misji dyplomatycznych. - W ambasadzie w Moskwie czuliśmy się jak w stanie oblężenia - powiedział McFaul. Dyplomaci jadący do Rosji i innych państw Europy mają obecnie przechodzić dodatkowe szkolenia, oraz zorganizowano specjalny system raportowania incydentów. Barack Obama miał natomiast zadecydować, że nie będzie odwetu wobec rosyjskich dyplomatów w USA i na Zachodzie.
Do zarzutów „WaPo” pośrednio odniosła się ambasada Rosji w Waszyngtonie. Sugeruje, że sytuacja jest winą Amerykanów i Rosja jedynie odpowiada na ich działania. - Pogorszenie relacji amerykańsko-rosyjskich, które spowodowane zostało nie naszymi działaniami, ale polityką sankcji i izolacji Rosji prowadzoną przez USA, ma negatywny wpływ na działanie misji dyplomatycznych obu państw. W dyplomacji zawsze obowiązuje zasada wzajemności i rzeczywiście przez ostatnie kilka lat nasi dyplomaci w USA musieli sobie radzić z pewnym problemami. Strona rosyjska nie była tą, która niesprowokowana negatywnie wpłynęła na działanie dyplomatów USA - napisano w oświadczeniu.
Autor: mk/ja / Źródło: Washington Post
Źródło zdjęcia głównego: Google Street View