Statystycznie umiera połowa zakażonych, wirus atakuje wszystkie najważniejsze organy, dochodzi do krwotoków wewnętrznych i zewnętrznych - tak wyglądały dotychczasowe epidemie wirusa Marburg, którego nowe przypadki zostały właśnie potwierdzone w Afryce Zachodniej. W przeszłości ten niebezpieczny, podobny do Eboli wirus docierał również do Europy i Stanów Zjednoczonych.
Władze Ghany w niedzielę potwierdziły pierwsze przypadki wirusa Marburg w tym kraju. Dwie zakażone osoby zmarły, kolejnych 98 przebywa na kwarantannie. Wywołało to obawy, że może dojść do kolejnej epidemii tego bardzo niebezpiecznego wirusa.
Wirus Marburg - co wiemy
Choroba marburska zaczyna się nagle objawiając gorączką do 40 stopni Celsjusza oraz silnym bólem głowy i mięśni. Po trzech dniach najczęściej pojawiają się kolejne objawy: biegunka, ból brzucha, wymioty, mdłości. Wirus atakuje wszystkie najważniejsze narządy wewnętrzne. "Wygląd pacjentów na tym etapie opisywany był jako 'podobni do duchów', z zapadniętymi oczami, twarzami bez wyrazu i w skrajnym letargu", podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).
Jeżeli choroby nie udaje się powstrzymać, u zakażonych dochodzi do krwotoków wewnętrznych i zewnętrznych, pojawia się krwawienie z wielu miejsc na ciele. W przypadkach śmiertelnych zgon następuje najczęściej po 8-9 dniach od pierwszych objawów, a jego przyczyną jest utrata krwi i wywołany tym wstrząs.
Ebola i Marburg
WHO uznaje wirus Marburg za patogen najwyższej, czwartej grupy ryzyka (BSL-4), czyli nie tylko niebezpieczny dla zdrowia i życia ludzi, ale również o dużym ryzyku rozprzestrzeniania się oraz bez skutecznej profilaktyki lub leczenia. To tak zwany filowirus, zarówno budową, jak i objawami przypominający bardziej znany i równie niebezpieczny wirus Ebola.
Po raz pierwszy wirus Marburg został wykryty w 1967 roku, gdy doszło w Europie do trzech jednoczesnych ognisk zakażeń: w niemieckich miastach Marburg i Frankfurt oraz w Belgradzie (wówczas Jugosławia, obecnie Serbia). Jak ustalono, źródłem wirusa były koczkodany zielone sprowadzone z Ugandy do laboratorium naukowego w Marburgu, dlatego od tego miasta nadano nazwę wirusowi.
Źródłem zakażeń są też inne ssaki, zwłaszcza nietoperze. Wiele przypadków wirusa Marburg stwierdzono wśród osób, które długo przebywały w zasiedlonych przez nietoperze jaskiniach lub kopalniach. Patogen ten przenosi się również pomiędzy ludźmi, przede wszystkim poprzez kontakt z płynami ustrojowymi chorego, np. krwią lub śliną. Nie jest jednak bardzo zakaźny i ryzyko przeniesienia się wirusa drogą kropelkową uważa się za niewielkie.
Obecnie istnieją dwie różne, choć podobne odmiany wirusa, przy zakażeniu którymi mówi się o wirusie Marburg i chorobie marburskiej. Chorych leczy się objawowo, m.in. antybiotykami i intensywnym nawadnianiem. Nie istnieje szczepionka przeciwko nim, choć trwają próby kliniczne pierwszego preparatu chroniącego jednocześnie przed wirusem Marburg i wirusem Eboli.
Choroba marburska - epidemie
Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wirus Marburg statystycznie zabija około połowy zakażonych, choć najcięższe z epidemii miały śmiertelność sięgającą 88 procent. Według danych WHO najpoważniejsze wybuchy epidemii wirusa Marburg miały miejsce:
● Niemcy, 1967 rok - 29 zakażonych, 7 przypadków śmiertelnych (śmiertelność 24 proc.),
● Demokratyczna Republika Konga, lata 1998-2000 - 154 zakażonych, 128 przypadków śmiertelnych (83 proc.),
● Angola, 2005 rok - 374 zakażonych, 329 przypadków śmiertelnych (88 proc.),
● Uganda, 2012 rok - 15 zakażonych, 4 przypadki śmiertelne (27 proc.),
● Uganda, 2017 rok - 3 zakażonych, 3 przypadki śmiertelne (100 proc.).
W Europie, odkąd wirus ten został odkryty, miał miejsce tylko jeden przypadek śmiertelny choroby marburskiej: w 2008 roku w Holandii zmarła osoba, która zakaziła się wirusem w Ugandzie. W tym samym roku wirus Marburg dotarł z Ugandy również do USA, jednak w tym przypadku chorego udało się uratować.
Źródło: WHO, BBC, tvn24.pl