Wielki nonsens

Źródło:
tvn24.pl
Maciej WierzyńskiTVN24

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie to jeden wielki nonsens i ściema. Sugeruje się, że rozgrywane są w Pekinie, ale zawody wymagające śniegu, czyli esencja sportów zimowych, odbywają się w zupełnie innym miejscu - mieście oddalonym od Pekinu o 200 kilometrów. Są tam wprawdzie góry potrzebne do rozgrywania narciarskich konkurencji alpejskich, ale za to nie ma śniegu. Wobec tego ta zimowa olimpiada odbywa się w całości na sztucznym śniegu.

Przewodniczący Komunistycznej Partii Chin Xi Jinping mówi z dumą, że Chiny mogą pokryć śniegiem nie tylko skocznie, ale też trasy biegowe, a nawet trasy zjazdowe - słowem mogą pokryć śniegiem, co zechcą. Świat krzyczy, że to barbarzyństwo, bo do produkcji sztucznego śniegu potrzebna jest w ogromnych ilościach woda i elektryczność. Tymczasem okolica jest raczej pustynna, a elektryczność to z kolei, szczególnie w Chinach, głównie węgiel, czyli zanieczyszczenie powietrza, no i cała walka z ociepleniem klimatu na nic.

Entuzjaści igrzysk w Pekinie powtarzają  też, że mamy do czynienia z pierwszym miastem na świecie, które niedawno gościło igrzyska letnie, a teraz ma u siebie igrzyska zimowe. Ma to być zjawisko całkowicie wyjątkowe i jest. Ale tylko pod jednym względem: to są igrzyska zimowe w miejscu, które się do tego nie nadaje. Natomiast miejsc, gdzie byłoby to względnie proste, jest znacznie więcej.

Pierwszy z brzegu przykład to Monachium, gdzie w 1972 roku walczono o medale. Bardzo niedaleko od Monachium znajduje się miejscowość Garmisch-Partenkirchen, gdzie w 1936 roku, bez potrzeby produkowania sztucznego śniegu, odbyła się olimpiada zimowa. Latem tego samego roku odbyły się igrzyska w Berlinie, ale nawet Hitlerowi nie przyszło do głowy, aby się tym specjalnie chwalić. I to jest miara postępu, jaki dokonał się na świecie na przestrzeni niecałych 100 lat. Dziś Chińczycy w używaniu sportu do pobudzania dumy narodowej są znacznie lepsi od innych znanych nam z historii dyktatur.

Maciej WierzyńskiTVN24

Mam świadomość, że moje narzekanie na splot nonsensów nazywanych Igrzyskami naraża mnie na opinię superdziadersa, zgreda, psuja, który odbiera ludziom przyjemność z dobrej zabawy. I jeszcze eurocentrycznego szowinisty. Więc dla sprawiedliwości powiem, że Chińczycy nie są jedynymi winowajcami. W niesłychanie ciekawej historii ruchu olimpijskiego David Goldblat, dziennikarz sportowy z "New York Timesa", pisze: "Pierre de Coubertin i jego bezpośredni następcy mogli przekonywać siebie i innych, że ich igrzyska były humanistycznym obrzędem, niemal religijnym rytuałem prezentującym moralną i fizyczną potęgę klas uprzywilejowanych (…) To już nie działa".

Dziś wielkie zawody sportowe stały się globalną, masową rozrywką i instrumentem propagandowym. Interesem zarządza Międzynarodowy Komitet Olimpijski, który jest poważną międzynarodową firmą zarejestrowaną w Szwajcarii, dysponującą prawami do organizacji wielkich imprez rozrywkowych, transmitowanych przez telewizje na cały świat i oglądanych na całym świecie. Szefowie tej wielkiej i bogatej firmy, która nazywa się potocznie MKOl, przyznając prawa do organizacji igrzysk, mogliby stawiać swoim kontrahentom warunki i nie gadać z tymi, którzy tych warunków nie spełniają. Na przykład przywódcami reżimów despotycznych: Niemcami, którzy mordują Żydów; Rosjanami, kiedy napadają na Afganistan; Chińczykami, kiedy prześladują Ujgurów; Republiką Południowej Afryki, kiedy odmawia praw czarnym obywatelom.

Nie robią tego chyba także dlatego, że despoci, gnębiący swoich poddanych, zwęszyli, jak bardzo opłaca się wydawać pieniądze na propagandę, czyli organizować igrzyska i zasłaniając się hasłami o współpracy międzynarodowej, tumanić własny naród i cały świat. I na odwrót - rządy demokratyczne, zmuszone do słuchania bardziej wymagających obywateli, są mniej skłonne do wywalania pieniędzy na błyskotki.

Letnie igrzyska od pewnego czasu mają trudności ze znalezieniem schronienia, ale prawdziwe problemy są z igrzyskami zimowymi, a dowodem są kłopoty igrzysk tegorocznych. Chętnych do ich organizacji nie było zbyt wielu. Referenda w St. Moritz, Krakowie i Monachium spowodowały, że te miasta, początkowo chętne, nie zgłosiły swoich kandydatur. Wycofał się Lwów i Sztokholm. Wycofało się Oslo, do wyboru zostały Pekin, gdzie nie ma gór i śniegu, i Almaty w Kazachstanie. Tam są góry i śnieg, ale jest sytuacja polityczna jeszcze mniej atrakcyjna niż w Chinach.

Dopóki jednak są chętni do organizacji, chętni do płacenia i do oglądania, interes będzie się kręcił i wtórować mu będą narzekania, że to bez sensu. Kiedy jednak zdarzy się coś niespodziewanie miłego, również malkontenci tacy jak ja, też milkną i wpadają w zachwyt.

Przychodzi czas zidiociałych entuzjastów, takich jak ja, i lizusów, takich jak sprawozdawca TVP Babiarz. Według niego Kubacki zdobył medal dzięki poparciu telewizji państwowej, która przeprowadziła transmisje.

Autorka/Autor:Maciej Wierzyński

Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24