Do tej pory wsławili się rzutem martwym kotem w McDonaldzie i urządzeniem orgii w moskiewskim muzeum biologii. Teraz artystyczna grupa "Wojna" postanowiła zaistnieć w inny, niemniej spektakularny sposób.
Zaatakowali dwa tygodnie temu w Moskwie, ich celem był budynek rosyjskiego parlamentu, tzw. Biały Dom.
Aktywiści "Wojny", którzy określają siebie "artystami", za pomocą dużej mocy projektora wyświetlili na parlamencie wielką zieloną czaszkę ze skrzyżowanymi piszczelami. Ich występ wzbudził wiele podejrzeń - moskwianie zachodzili w głowę czy to groźba pod adresem władz, protest przeciwko piractwu komputerowemu czy może polityczny happening opozycji?
Telewizja France 24, która dotarła do uczestników akcji, wyjaśnia - ot, po prostu artystyczna prowokacja. Członek "Wojny" Aleksiej Plucer-Sarno wyjaśnił Francuzom, że ich działalność nie ma nic wspólnego z polityką, ani tym bardziej z rosyjską opozycją.
Nic politycznego nie ma w naszych akcjach
Nic dziwnego, skoro jak pisze France 24, prawdziwi opozycjoniści mają członków "Wojny" za klaunów i bufonów, których poczucia humoru nie podzielają.
Pewien wątek polityczny jednak w wypowiedzi Plucer-Sarno się pojawił. - Gdybyśmy coś takiego zrobili w USA, trafilibyśmy za kratki - mówił członek "Wojny".
Jak jednak zauważył dobitnie jeden z francuskich recenzentów akcji z zieloną czaszką, to właśnie w USA można bez problemu paradować z karykaturami George'a W. Busha i publicznie rzucać pod jego adresem niecenzuralne komentarze. W Rosji podobna akcja, co pokazały choćby ostatnie wybory parlamentarne w 2007 r., taka wolność słowa jest niemożliwa.
Źródło: france24.com, PAP
Źródło zdjęcia głównego: France24