Burza w brytyjskich mediach po tym, jak rodzice wypisali ze szkoły syna, którego kolega "twierdzi, że czasem jest dziewczynką". Małżeństwo grozi teraz pozwem placówce.
Sally i Nigel Rowe z Isle of Wight usunęli swoje dziecko ze szkoły, kiedy dowiedzieli się, że w klasie chłopca znajduje się dziecko utrzymujące, że jest transpłciowe.
"Jestem zagubiony. W mojej klasie jest chłopiec, który twierdzi, że czasem jest dziewczyną" - miał mówić rodzicom sześciolatek.
"Chłopcy to chłopcy"
Chłopiec uczy się teraz w domu wraz ze starszym bratem, którego rodzice również zabrali ze szkoły.
"Wierzymy, że niewłaściwe jest zachęcanie tak młodych dzieci do okazywania oznak transpłciowości. Chłopcy to chłopcy, a dziewczynki to dziewczynki" - mówi małżeństwo, argumentując, że szkoła nie miała na względzie dobra zarówno ich dziecka, jak i innych uczniów.
Pełnomocnicy rodziny odrzucają argumenty szkoły, która opiera się na zapisie ustawy równościowej z 2010 roku, tłumacząc, że prawne uznanie ponownego określenia płci przysługuje osobom od 18. roku życia.
"Środowisko szkolne nie jest najlepszym miejscem do takiego sposobu wyrażania siebie" - uważa Nigel Rowe.
Ubrania bez metek wskazujących płeć
Rodzice dziecka twierdzą, że ich punkt widzenia jest podzielany przez wielu innych, którzy nie wyrażają własnego zdania w obawie o oskarżenie o dyskryminację osób transpłciowych.
Sytuacja jest burzliwie komentowana w brytyjskich mediach. Swoje stanowisko wydała popularna sieć domów towarowych John Lewis, która jako pierwsza w kraju zdecydowała się usunąć ze swoich dziecięcych ubrań metki określające płeć.
Do wydarzeń odniósł się także rzecznik diecezji Portsmouth. "Nasze szkoły są bezpieczną przestrzenią, gdzie uczniowie uczą się szanować wszelkie podziały i różnice" - powiedział.
Autor: akw//ŁUD
Źródło zdjęcia głównego: Christian Concern