Walki w Biełgorodzie. "To jest dla nich upokarzające, atak na ich własnej ziemi"

Źródło:
PAP

Walki na terenie obwodu biełgorodzkiego to dowód na "problemy z bezpieczeństwem" w Rosji - komentuje Rupert Jones, emerytowany generał brytyjskiej armii. W jego ocenie jest to "upokarzające" dla Moskwy, ale korzystne z ukraińskiego punktu widzenia. Dodał, że sytuacja ta jest nieco problematyczna dla sojuszników Kijowa na Zachodzie.

W rozmowie ze stacją Sky News Rupert Jones powiedział, że choć nadal istnieje "pewien stopień niejasności" co do przebiegu zdarzeń w regionie Biełgorodu, to stawiają one różnego typu wyzwania dla Rosji, Ukrainy i jej zachodnich sojuszników.

- Z rosyjskiego punktu widzenia wskazuje to na wewnętrzny problem z bezpieczeństwem. To jest dla nich upokarzające, atak na ich własnej ziemi. Z zachodniego punktu widzenia wywoła to pewne obawy o to, w jakim stopniu Ukraina wspierała to wtargnięcie. Kiedy dajemy broń, obawiamy się, że mogłaby być użyta w Rosji, więc pojawią się pewne obawy dyplomatyczne - powiedział.

CZYTAJ WIĘCEJ: Rosyjscy partyzanci z amerykańskim sprzętem? Komentarz z Waszyngtonu 

Z kolei, jak dodał, z ukraińskiego punktu widzenia wtargnięcie jest "atrakcyjne". - Jest to atrakcyjne, ponieważ powoduje dwie rzeczy. Odwraca uwagę od tego, co dzieje się lub nie dzieje się w Bachmucie. Zakładamy również, że Ukraińcy przygotowują się do swojej wielkiej ofensywy - będą chcieli odciągnąć uwagę Rosjan od miejsca, w którym może nastąpić atak - wyjaśnił.

Walki w Biełgorodzie

W poniedziałek formacje ochotnicze Rosyjski Korpus Ochotniczy i Legion "Wolność Rosji" oświadczyły, że przekroczyły granicę i "wyzwalają" spod panowania władz rosyjskich miejscowości przygraniczne. Strona rosyjska ogłosiła przy granicy "operację antyterrorystyczną", ewakuowano mieszkańców kilku wiosek.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kim są ci, którzy zaatakowali Rosję z terenu Ukrainy

We wtorek rosyjskie władze ogłosiły zakończenie operacji antyterrorystycznej i oświadczyły, że siły ochotników zostały wyparte i pokonane, a ich straty wyniosły 70 osób. Komentując straty wśród uczestników operacji na terytorium obwodu biełgorodzkiego, anonimowy przedstawiciel ukraińskich władz, z którym rozmawiał dziennik "New York Times", potwierdził, że je odnotowano, ale nie były na tyle duże, by ograniczyć gotowość bojową tych jednostek.

Doniesienia na temat wydarzeń w obwodzie biełgorodzkim przy granicy z Ukrainą są pełne sprzeczności i trudne do zweryfikowania. Formacje ochotnicze twierdziły początkowo, że udało im się wejść do miejscowości Kozinka i Grajworon.

Władze ukraińskie zapewniły w poniedziałek, że nie są zaangażowane w zajścia w obwodzie biełgorodzkim i podkreśliły, że uczestnicy tych zajść to obywatele Rosji.

Autorka/Autor:momo/kg

Źródło: PAP