Polacy w Stanach Zjednoczonych skończyli już głosowanie. To właśnie tam leży jeden z największych zagranicznych okręgów wyborczych - w Chicago zarejestrowało się prawie 12 800 osób. Lokale zamknięto o godz. 6 rano czasu polskiego.
Głosowanie dobiegło końca we wszystkich z czterech okręgów konsularnych w USA: Chicago, Nowym Jorku i Waszyngtonie i Los Angeles.
Głosować trzeba, to jest nasz obowiązek. Żeby w tej Polsce trochę lepiej było. Emigracja też ma tu problemy duże i chcemy wybrać taki rząd, żeby nam coś zrobił tu wyborca z Chicago
Konsul generalny RP w Chicago Zygmunt Matynia, który od samego rana w sobotę odwiedzał obwodowe komisje wyborcze, ocenił że tamtejsza Polonia chętnie idzie do wyborów. - Zainteresowanie jest spore, w kilku punktach, w których byłem ustawiają się nawet kolejki. Szczęśliwie pogoda nam sprzyja, ludzie są w dobrych nastrojach, a komisje świetnie sobie radzą - mówił.
Do głosowania w Chicago zarejestrowało się prawie 12 800 osób. To najwięcej ze wszystkich okręgów w całych Stanach Zjednoczonych, ale mniej niż wyborach parlamentarnych cztery lata temu i ubiegłorocznych wyborach prezydenckich.
- Głosować trzeba, to jest nasz obowiązek. Żeby w tej Polsce trochę lepiej było. Emigracja też ma tu problemy duże i chcemy wybrać taki rząd, żeby nam coś zrobił tu - mówił wyborca przed jednym z chicagowskich lokali. Ale w Chicago kartki do urn wyborczych wrzucali też przyjezdni. - Przyleciałem z Polski tutaj na wypoczynek i jako polski obywatel wypełniam swój obowiązek. Wolałbym głosować na swoich tam, gdzie mieszkam, a w Chicago muszę głosować na Warszawę. Miałem jednak dobrego kandydata z Warszawy, więc zagłosowałem z przyjemnością - zdradził 65-letni Janusz Gil z Brzegu na Podkarpaciu.
Listy nie cieszą
Konsul generalny RP w Chicago mówił, że małą popularnością cieszyło się przeprowadzane po raz pierwszy głosowanie korespondencyjne. Nawet mimo tego, że jego okręg wyborczy obejmuje 13 amerykańskich stanów.
- Myślę, że podczas każdych kolejnych wyborów ta forma głosowania będzie się cieszyła większym powodzeniem, dlatego że jest to duże ułatwienie dla tych, którzy mieszkają poza dużymi skupiskami Polonii i jest im trudno dojechać do komisji. Natomiast w Chicago jesteśmy przyzwyczajeni do osobistego głosowania i nie dziwię się, że większość wyborców wybrała ten sposób udziału w wyborach - powiedział Matynia.
Zawsze głosuję w polskich wyborach. To tradycja pokoleniowa. Myślę, że czuję sprawy krajowe. Zaryzykowałbym nawet tezę, że osoby mieszkające za granicą i zainteresowane tym, co się dzieje w kraju, są często bardziej na bieżąco z tym co się dzieje, niż ludzie w Polsce Marcin Bil z Waszyngtonu
Piękna słoneczna pogoda dobrze wpłynęła na frekwencję także w Waszyngtonie. Ten okręg wyborczy obejmuje 12 stanów wschodniego wybrzeża i południa USA, od Maryland po Florydę, a także Portoryko - "wspólnotę stowarzyszoną" z USA, gdzie również mieszkają Polacy.
W całym okręgu zarejestrowało się do głosowania 1250 osób, w tym w Waszyngtonie 879. Około 350 z nich głosowało korespondencyjnie.
Głosujący tam Polacy też mówią o obowiązku udziału w wyborach, a niektórzy uważają nawet, że mieszkanie na emigracji daje lepszy obraz polskiej polityki. - Zawsze głosuję w polskich wyborach. To tradycja pokoleniowa. Myślę, że czuję sprawy krajowe. Zaryzykowałbym nawet tezę, że osoby mieszkające za granicą i zainteresowane tym, co się dzieje w kraju, są często bardziej na bieżąco z tym co się dzieje, niż ludzie w Polsce - oceniał mieszkający w USA od 12 lat Marcin Bil.
W Nowym Jorku bywało lepiej
W tym roku w okręgu wyborczym podlegającym Konsulatowi Generalnemu RP w Nowym Jorku do głosowania zarejestrowało się ponad 8.5 tys. osób, z czego nieco ponad tysiąc drogą korespondencyjną. To znacznie mniej niż w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, w których wzięło udział 17 tys. Polaków. W 2007 roku na kandydatów do Sejmu i Senatu głosowało w Nowym Jorku także więcej, bo prawie 13 tys. osób.
Na mapie wyborczej miasta pojawiły się za to nowe punkty. W dzielnicy Ridgewood w Nowym Jorku mieszkańcy po raz pierwszy mogą głosować w wyborach parlamentarnych (lokal po raz pierwszy działał podczas wyborów prezydenckich w 2010 roku). Do tej dzielnicy szybko napływają Polacy. Wielu z nich przeprowadza się z tradycyjnie polskiego Greenpointu, ponieważ bliskość Manhattanu sprawia, że rosną tam ceny nieruchomości.
- Kiedy przyjechałem tu przed 23 laty, na naszej ulicy mieszkały dwie polskie rodziny. W tej chwili 70 proc. to Polacy, którzy kupili domy i uratowali tę dzielnicę, która chyliła się ku upadkowi - opowiadał Bogdan Śpiegowski, przewodniczący komisji wyborczej w Ridgewood. Jak dodał, w jego komisji zarejestrowało się do wyborów ponad 750 osób, a do godz. 13. zagłosowało ok. 300.
Źródło: PAP, TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24