W przerwie Mundialu wybiorą prezydenta

Aktualizacja:

30 czerwca odbędą się wybory prezydenckie w Niemczech. Ich przeprowadzenie stało się konieczne po tym, jak z funkcji ustąpił Horst Koehler. Zdaniem niemieckiego politologa Corneliusa Ochmanna, za jego dymisję współodpowiedzialność ponoszą Angela Merkel i chadecja. Na antenie TVN24 politolog Klaus Bachmann - co prawda - powiedział, że Koehler zachował się "jak obrażona panienka", to zaznaczył, że za jego odejściem "kryje się coś więcej". - On się czuje izolowany - ocenił.

Termin wyborów ogłosił we wtorek przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert. Jak powiedział, "udało się znaleźć dzień, w którym nie odbywają się mecze piłkarskich Mistrzostw Świata" w RPA (gra w nich reprezentacja Niemiec).

30 czerwca to najpóźniejszy możliwy termin nowych wyborów; zgodnie z niemiecką ustawą zasadniczą muszą odbyć się w ciągu 30 dni od ustąpienia prezydenta.

Zgromadzenie Federalne, organ konstytucyjny powoływany tylko w celu wyboru głowy państwa, składa się z posłów Bundestagu (622) i takiej samej liczby delegatów 16 niemieckich krajów związkowych. Układ sił w tym gremium odzwierciedla zatem układy sił w Bundestagu oraz parlamentach poszczególnych landów.

Milczenie kanclerz

Politolodzy szeroko komentowali rezygnację Koehlera. Cornelius Ochmann, ekspert Fundacji Bertelsmanna, wyjaśnił, że niemiecka kanclerz "nie powiedziała ani słowa w obronie prezydenta", dlatego jest współodpowiedzialna za jego dymisję. Koehler znalazł się w ogniu krytyki po kontrowersyjnej wypowiedzi, w której powiązał on udział Bundeswehry w misjach zagranicznych z ochroną interesów gospodarczych Niemiec.

Koehler był krytykowany za swój błąd bardziej przez chadecję niż przez opozycyjną socjaldemokrację. Partia, przez którą dwukrotnie został wybrany na prezydenta, zostawiła go na lodzie Cornelius Ochmann

- Co więcej, Koehler był krytykowany za swój błąd bardziej przez chadecję niż przez opozycyjną socjaldemokrację. Partia, przez którą dwukrotnie został wybrany na prezydenta, zostawiła go na lodzie - podkreślił Ochmann.

Osłabienie Niemiec

Jego zdaniem, dymisja w tak skomplikowanej sytuacji gospodarczej podkopuje pozycję Niemiec na arenie międzynarodowej. Przede wszystkim jednak stawia niemieckich polityków przed nie lada wyzwaniem.

U naszych zachodnich sąsiadów głowa państwa pełni głównie funkcje ceremonialne, a jej wyboru dokonuje Zgromadzenie Federalne. W opinii Ochmanna wybory mogą stać się testem na to, jak wyglądać będzie przyszła koalicja rządząca Niemcami na szczeblu federalnym. Zgromadzenie zostanie zwołane 30 czerwca. Poinformował o tym przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert.

Nowa-stara koalicja?

Możliwy scenariusz to wybór prezydenta głosami CDU i SPD. Jeśli tak się stanie, to - zdaniem Ochmanna - "wcześniej czy później dojdzie w Berlinie do wielkiej koalicji" (chadeków i socjaldemokratów). Sondaże bowiem wskazują, że większość Niemców nie jest zadowolona z pracy obecnej koalicji rządzącej, w której skład wchodzą chrześcijańsko-demokratyczny blok CDU/CSU i partia liberalna FDP.

Za tym się kryje to, że (Koehler) czuje się bardzo izolowany w obecnym establishmencie politycznym, dlatego, że on nigdy nie był politykiem partyjnym Klaus Bachmann

Ochmann zwrócił również uwagę na to, że przy okazji wyborów może zrodzić się w Niemczech dyskusja na temat sensu utrzymywania urzędu prezydenta, który pełni głównie ceremonialną rolę. Z pewnością pojawią się także głosy o konieczności wprowadzenia głosowania bezpośredniego w wyborach prezydenckich.

"Za tym kryje się coś więcej"

Rezygnację niemieckiego prezydenta komentował na antenie TVN24 politolog Klaus Bachmann. Pytany, czy polityk rezygnując ze stanowiska, zachował się jak "obrażona panienka" odparł: - Troszeczkę tak. Dodał jednak, że "trzeba wziąć poprawkę, że on nigdy nie był zawodowym politykiem i prawdopodobnie z tego powodu ma trochę inną wrażliwość, niż ludzie, którzy zdecydowali się całe życie poświęcić polityce".

Bachmann przyznał, że takie ustąpienie prezydenta jest rzadką rzeczą w polityce i za rezygnacją prawdopodobnie kryje się "coś więcej". Jak powiedział politolog, "trochę się przelało, trochę się nazbierało". - Za tym się kryje to, że (Koehler) czuje się bardzo izolowany w obecnym establishmencie politycznym, dlatego, że on nigdy nie był politykiem partyjnym - tłumaczył.

- On mógł napominać, mógł inicjować debaty, wygłosić przemówienia, a w końcu rząd i tak zrobił swoje - podkreślił.

Prezydenckie nieporozumienie

Koehler zrezygnował ze stanowiska, po tym jak jego słowa na temat misji zagranicznych Niemiec spotkały się z ostrą krytyką. Chodzi o wywiad, w którym prezydent stwierdził, że niemiecka armia osłania poza granicami kraju również interesy ekonomiczne.

Jak tłumaczył Bachmann, "to jest troszeczkę nieporozumienie", bo słowa te "padły w samolocie wracającym z Afganistanu, ale miał na myśli wojska, które w Afryce chronią niemieckie statki handlowe przed piratami". - Jego sformułowanie, że wojska trzeba wysłać by udrożnić ścieżki handlowe, w tym kontekście jest uzasadnione. Problem polega na tym, że mówił to wracając z Afganistanu, więc opozycja odniosła to do sytuacji panującej w (tym kraju) - mówił politolog. I dodał: - A Niemcy bardzo nie lubią, (kiedy) im się wypomina, że nie wszystkie interwencje wojskowe, w których uczestniczą, służą wyłącznie ochronie praw człowieka (...).

Źródło: PAP