"Gromyko przybył późnym popołudniem w środę. Prezydent przyjął go w swoim gabinecie. Gromyko zaczął rozmowę od stwierdzenia, że Stany Zjednoczone powinny zaprzestać gróźb wobec Kuby".
W tvn24.pl prezentujemy fragmenty wspomnień Roberta Kennedy'ego, młodszego brata prezydenta USA, by przypomnieć napiętą atmosferę, jaka panowała w Białym Domu w pamiętnym październiku 1962 roku. Co wydarzyło się 16 października?
Dziś odcinek 2. Środa 17 października
Minął dzień, od kiedy prezydent Kennedy otrzymał pierwsze zdjęcia ukazujące sowieckie instalacje nuklearne na Kubie. Teraz Kennedy dostał kolejne zdjęcia. To, co przedstawiały, budziło grozę – co najmniej szesnaście rakiet o zasięgu ponad 1,6 km gotowych, jak zapewniali eksperci, do działania w ciągu tygodnia. LeMay: Bombardować! Dla zgromadzonych wokół JFK wojskowych był to kolejny sygnał, by stanowczo uderzyć na kraj Fidela Castro, a nie prowadzić grę z Sowietami. „Szef Sztabu Sił Powietrznych – generał Curtis LeMay – przekonywał prezydenta, że operacja militarna jest ze wszech miar konieczna i niezbędna”, wspomina Robert Kennedy. LeMay twierdził, że Moskwa na atak Amerykanów nie zareaguje. JFK w to wątpił, czemu dał wyraz w rozmowie z generałem. Opcja wojskowa nie przestała być jednak aktualna.
Robert McNamara, choć sam optował nadal za blokadą, poinformował prezydenta, że wydał polecenie niezbędnych przygotowań do operacji militarnej przeciwko Kubańczykom i Rosjanom na wyspie. Według zapewnień sekretarza obrony, najwcześniej Amerykanie mogliby ruszyć do boju 23 października – w pierwszej fali uderzenia miało wziąć udział 500 samolotów. Stronnicy uderzenia zyskali też w środę kolejnego sojusznika – byłego sekretarza stanu Deana Achesona. To z nim przyszło zetrzeć się na argumenty młodszemu Kennedy'emu. „Bez względu na wszystkie okoliczności, jakie i Dean Ascheson i inni mogą przedstawiać, fakt pozostanie faktem, że to, co proponują, to napaść, nagła i niespodziewana napaść dużego kraju na mały, a na coś takiego żadną miarą przystać nie możemy, jeśli chcemy autorytet moralny tak u siebie, jak i w świecie. W walce z komunizmem – powiedziałem – chodzi nie tylko o fizyczne przetrwanie. Stawką w tej walce jest dziedzictwo i są nasze ideały, a tych niszczyć nie wolno”, wspominał Kennedy. Przybywa Gromyko Tymczasem do Białego Domu z dawno uzgodnioną wizytą przybył Andriej Gromyko, szef radzieckiej dyplomacji (pełnił tę funkcję od 1957 roku aż do czasów Michaiła Gorbaczowa). Amerykanie uznali jednak, iż nie zdradzą się przed wysłannikiem Moskwy, że już wiedzą o rakietach na Kubie. Gromyko mógł grać więc swoją rolę gołąbka pokoju bez przeszkód, a JFK mógł tylko obserwować. „Prezydent słuchał z najwyższym zdumieniem, ale też z niejakim podziwem dla tupetu swego rozmówcy”, wspomina jego brat.
A Gromyko mówił, że ZSRR interesuje wcale nie eksport broni na Kubę (mówił o wcześniejszych dostawach broni konwencjonalnej, o których obie strony wiedziały od tygodni), ale pokojowa koegzystencja z Amerykanami. Przekazując słowa Nikity Chruszczowa, Gromyko podkreślał, że dostarczona broń ma wyłącznie charakter obronny, a głównym celem Związku Radzieckiego na Kubie jest... pomoc w dziedzinie rolnictwa. „Dać Kubie chleb i zapobiec pladze głodu”, mówił sowiecki dyplomata. „Zaraz po jego wyjściu widziałem się z prezydentem. Znalazłem go – tak to sformułuję – ogromnie zniesmaczonego wizytą rzecznika Związku Radzieckiego...”, wspomina Robert Kennedy. Następny dzień miał znów minąć na wielogodzinnych naradach. Widmo wojny jeszcze się nie rozwiało. Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Trzynaście dni" autorstwa Roberta Kennedy'ego w przekładzie Grzegorza Woźniaka; wydał Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2003
Autor: mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Central Intelligence Agency